Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.
Mgr
Roman Reinfuss (Gorlice).
Łowiectwo
ludowe na Łemkowszczyźnie. Część I.
MYŚLISTWO W DAWNEJ PUSZCZY KARPACKIEJ
W
odległych czasach, gdy góry karpackie pokrywała szumiąca mroczna puszcza, zwana
przez ówczesnych kronikarzy „nigra silva”, ukrywała się w ostępach leśnych
liczna zwierzyna, wśród której nie brakło i władców polskiej kniei: żubrów, turów i niedziedzi.
W
ślad za zwierzyną zapędzali się w te strony myśliwi, a na kartach kronik
niejedną można znaleźć wzmiankę, świadczącą o tem, że nawet królowie nie gardzili okazją, by w
puszczy karpackiej zakosztować łowieckich rozkoszy.
Prócz
królów polowała w puszczach podgórska szlachta,
lud zaś skromny tylko brał udział w myślistwie, gdyż panowie zwykle dla
siebie zastrzegali wyłączne prawo polowania na grubszą zwierzynę, udzielając go
co najwyżej sołtysom wsi, lokowanych
na prawie wołoskiem.
Do
wyjątków należeli panowie tak liberalni jak Gładysze,
dziedzice Szymbarku, którzy swym
poddanym z Uścia Wołoskiego[1], nadali
„wolność polowania wszelkiej zwierzyny i
użytkowania jej”. W zamian za co kmiecie winni odsyłać panu „czwartego leśnego dzika i czwartą część
powinni dać zwierzyny. Toż samo i o niedźwiedziu rozumie się[2].
Polowanie
na zwierzęta drobne, jak lisy, zające, tchórze, kuny, łasice i ptactwo leśne
było nie tylko dozwolone, ale
stanowiło nawet do pewnego stopnia obowiązek włościan, którzy składali w zwierzynie pierwsze daniny na rzecz
dworu, jak np. „jarząbkowce” (dwa
jarząbki rocznie) lub „zającowe”.
PRYMITYWNE
SPOSOBY ŁOWIECKIE.
Dzięki
temu, praojcowie dzisiejszych Łemków, mając zakazane łowy na grubszą zwierzynę,
specjalizowali się w zastawianiu przeróżnych sideł, paści i innych
przyborów łowieckich, służących do chwytania drobniejszych zwierząt i ptaków.
Sczasem
wytrzebiono lasy, na miejscach, gdzie przedtem szumiała puszcza, powstały
obszerne pastwiska i tylko nazwy niektórych wiosek jak Żubracze, Zubrzyk, Turzańsk, Łosie, świadczą, że były tu dawniej
lasy, obfitujące w grubą zwierzynę.
Drobne
natomiast zwierzęta, owe pogardzane dawniej dziki, wilki, lisy, łasice, kuny,
pozostały do dziś w lasach Łemkowszczyzny, a ludność miejscowa, czy to dl
ochrony przed szkodnikami, czy też w celu zdobycia cennych futer lub mięsa,
używa w dalszym ciągu swych prymitywnych metod myśliwskich, jakie tradycja przekazała im po przodkach.
Dziś
zwierzostan Beskidu Środkowego jest już znacznie przetrzebiony. O niedźwiedziu opowiadają tylko najstarsi
gazdowie, którzy za młodu spotykali się z nim, pasąc woły po lasach, wilki natomiast i dziki trafiają się jeszcze dosyć często.
DOŁY
NA WILKI I DZIKI.
W
celu ochrony przed temi dwoma szkodnikami posługiwali się Łemkowie do niedawna
jednym z najprymitywniejszych sposób łowieckich, mianowicie kopaniem dołów.
Dół,
służący do chwytania wilków wolcza jama. Rys.
1 b), głęboki był zazwyczaj na 4 m., średnica zaś górna wynosiła około 3 m.,
dno dołu musiało być nieco szersze, szło bowiem o to, by ściany jamy były lekko
nachylone do środka, co zwierzynie uniemożliwiało ucieczkę.
Wewnątrz
jamy na drewnianym paliku przywiązana była przynęta,
t.j. potężny kawał mięsa. Otwór jamy
nie był niczem zasłonięty, gdyż wilk, czując zapach mięsa, sam skakał do
środka. Wówczas ukryty w pobliżu strażnik dawał znać do wsi, lub pasterzom z
pobliskiego szałasu i zanim osaczone zwierzę spróbowało się wydostać, zostało
zabite kamieniami, siekierami lub widłami.
Podobnie
polowano na dziki (Rys. 1a), które
dziś jeszcze, szczególnie w pow. Sanockim i zachodniej połaci leskiego stanowią
istną plagę, gdyż niszczą w pobliżu lasu rosnące ziemniaki i owsy.
Na
skraju lasu w pobliżu ziemniaczyska lub grochu ( czasem sadzone umyślnie dla
przynęty) kopano doły podobne do poprzednio opisanych, z tą tylko różnicą,
że nie było w nich palika z przynętą, a z wierzchu pokryte były lekką ścianką, ułożoną z cienkich prętów i
gałęzi. Zwierzę, biegnące z lasu, stawało na cienkiej ściance i zapadło się
wraz z nią do jamy, gdzie chłopi dobijali je podobnie jak wilka, czynność ta
trwała czasem i kilka godzin, gdyż według spostrzeżeń Łemków „dzik twardszyj je
wid wołka”.
Chwytanie
zwierzyny w jamy jest już dziś właściwie zarzucone.
W wielu jednak wsiach pokazują chłopi ślady dołów, zwłaszcza wzdłuż
krawędzi lasów, gdzie zaczynają się pola uprawne lub na pastwiskach.
KOLIBY I STRASZAKI.
Obecnie, gdy plaga dzików daje się szczególnie we znaki, budują Łemkowie w pobliżu pól maleńskie szałasy t.zw. „koliby” (Rys. 2) i strażują w nich po nocach, odpędzając zwierzynę blaskiem ognia, krzykami i śpiewaniem. Leniwsi, którym nie uśmiecha się odbywanie nocnych straży, ustawiają na polach wiatraki– kołatki (Rys. 3), mające swym ustawicznym warkotem lub dzwonieniem płoszyć wszelkie szkodniki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz