Józef
Motyka.
„Miasto
Skamieniałe”.
O
Skałkach Ciężkowickich i ich ochronie.
Część pierwsza.
W
powiecie gorlickim, na południe od miasteczka Cieżkowic, w odległości
dwudziestu kilku km od brzegu właściwych Beskidów, uderza nasz wzrok,
przyzwyczajony do monotonji karpackiego
krajobrazu, widok niezwykły. Na
tle łagodnych, jednostajnych wzgórz karpackiego pogórza, pokrytych łanami zbóż,
a tylko tu i owdzie szczątkami liściastych, rzadziej sosnowych lasków, widnieją
płowo szare, olbrzymie głazy ciężkowickiego piaskowca, tworzące niby olbrzymie ruiny jakiegoś
prastarego grodu. Widać je doskonale z
okien wagonu pociągu jadącego z Tarnowa do Krynicy tuż poza stacją
Bogoniowice-Ciężkowice, leżą bowiem tuż nad rzeką Biała (Dunajcową), wzdłuż
której wije się tor kolejowy. Zwracają też ogólnie uwag e podróżnych swoim
niezwykłym w Karpatach wyglądem i pięknością położenia, rzadko jednakże
poświęci ktoś parę godzin czasu na zwiedzenie skałek. Są też mało na ogół znane
nawet wśród miłośników piękna ojczystej przyrody.
Skałki
ciężkowickie zgromadzone są na niewielkim obszarze, nie przekraczającym 1 km2
na prawym brzegu Białej. Większych skałek jest kilka, największe są wielkości
dużej kamienicy kilku piętrowej, innych mniejszych jest więcej, jednakże
wszystkich razem niema może więcej niż 20. Małych kamieni brak jest prawie
zupełny. Zapewne one były, ale zostały zniszczone, względnie usunięte celem
zwiększenia uprawnej roli.
Należą
one do tego pasa skałek, co i „Prządki” krośnieńskie. Od tych ostatnich są (o
ile mogłem sądzić z fotografii, bo Prządek nie widziałem) znacznie większe,
rozrzucone na większej przestrzeni i więcej urozmaicone. Dziwnem jest, że są
mimo to mniej znane od Prządek. Zbudowane z białego lub płowego
gruboziarnistego piaskowca eoceńskiego wieku, nie twardsze od innych skał
beskidowych, kruszą się i rozsypują od potarcia palcami i to nawet w głębszych,
nie zwietrzałych warstwach (dzisiejszą, tak malownic zą postać zawdzięczają one
zapewne nie tyle swej twardości, ile położeniu nad brzegiem rzeki, która obmywa
podnóże skał i unosi zwietrzeliny).
Nie
tylko jednakże geografa i geologa pociągać muszą swym osobliwym wyglądem: godne
są one zwiedzenia przez każdego miłośnika przyrody ziemi ojczystej. Skałki
ciężkowickie zaliczyć należy do pereł krajobrazu beskidowego i, wraz ze skałami Urycza,
Bubniszcza, krośnieńskimi Prządkami, do najpiękniejszych w krajobrazie naszym,
tem bardziej, że skały piaskowcowe są tak rzadkiem u nas zjawiskiem. Zasługują
skałki ciężkowickie na zajęcie się niemi
tem więcej, że trzeba je wziąć w opiekę i uchronić przed zniszczeniem,
które zaczęło się na szeroką skalę. O ile natychmiast się ich nie zabezpieczy
przed niszczeniem, to za rok mogą zostać na ich miejscu tylko zwały piachu.
Lud
okoliczny nazywa skałki „miastem skamieniałem”, nader trafnie, i wierzy dziś
jeszcze, że skały te to dawne Ciężkowice, ojczyste miasto dzisiejszych
Ciężkowic. Nie umiejąc sobie wytłumaczyć powstania tych, tak dziwnych i
nieznanych w całej znanej mu okolicy regularnie ułożonych brył i głazów, wysnuł
przypuszczenie i wytłumaczenie najprostsze w jego pojęciu, że jest to prawdziwe
skamieniałe miasto. Otoczył też swoim zwyczajem skałki szeregiem legend i
podań, przywiązanych już top= do całości skałek, już to do pojedynczych głazów,
a nawet poszczególnych szczegółów
”budowy”. Krążące wśród ludu podanie głosi, że miasto zostało zaklęte w
kamień za bezbożność ku przestrodze potomnych, mianowicie, że weselili się,
tańczyli, mimo że północ już wybiła i nadszedł dzień Wielkiego Postu. Lud
okoliczny dziś ma pokazywać jeszcze szczegóły tego wesela uwiecznione w
kamieniu i opowiada o każdej niemal skale osobne podania[1].
Istotnie
ułożenie skał jest tak osobliwe, jakby chciało naśladować ruiny miasta i
potwierdzić wierzenia ludu. Z dala widnieją 2 duże, wysokie, strome skały, które
naśladują z dala do złudzenia na poły zburzone baszty potężnego ongiś grodu. Na jednej z nich
ustawiono duży krzyż, jakby na starem cmentarzysku.
Pod
osłoną „pilnujących pokoju i potęgi grodu baszt” ułożyły się pojedyńczo lub
grupami pomniejsze skały w kształcie ruin zamków i domów. Regularne, strome
ściany skał, ścięte u góry równą płaszczyzną lub stromym „dachem”, naśladują
duże budowle, zamki, domy i kościoły, których też nieszczędził skazujący na
potępienie karzący wyrok. Poziome i pionowe rysy pomiędzy poszczególnemi
warstwami potęgują złudnie, że jesteśmy przed budowlą, wzniesioną przez
„przedpotopowego” człowieka-olbrzyma. Deszcze i wiatry wyrzeźbiły na ścianach
jakby na igraszkę dziwaczne zarysy, jakby kominki, nisze i zapiecki. Na
gzymsach i szczytach skał rosną karłowate sosny i brzozy, przypominające nam
zaklęte postacie z bajek. Ani deszcz, ani mrozy ni wiatry nie zniszczą nigdy
skamieniałego miasta. Od zniszczenia chronią zaklęte miasto tulące się do skał
młode brzozy i dęby ( bo stare wyciął człowiek). Mury jego zaś pokryły ciemne
mchy i pstrokacizna porostów. Człowiek też nie powinien niszczyć zaklętych
murów. Tak mówi lud… Odczuł on piękno skałek i chroni je dotąd. Nie buduje
domów w ich sąsiedztwie. Tylko obcy przybysz postawił obok jednej ze skał
siedzibę, która szpeci skały.
Gdy
chcemy sobie przedstawić powołanie ciężkowickich skałek, musimy się cofnąć myślą
par dziesiątków tysięcy lat wstecz, może aż w czasy okresu dyluwialnego. Ze
szczytu wyższych, może kilkakrotnie od dzisiejszych, skałek ciężkowickich,
widać było wtedy w odległości dwudziestu kilku kilometrów, w stronie północnej
horyzontu siny brzeg skandynawskiego lodowca, pokrywającego wtedy zimnym
całunem nasze ziemie. Z tającego lodowca i Karpat wyższych wiele od
dzisiejszych i bogatszych w opady atmosferyczne płynęła potężna wówczas i
bogatsza w wody rzeka Biała, podmywając swe brzegi i usypując wielkie
szutrowiska po brzegach swego koryta. Wtedy już zapewne zaczęła ona podmywać
podnóże skałek i unosić miększy materjał skalny coraz więcej. Gdy po długim
czasie ocieplił się i osuszył klimat i cofnęła się ku północy krawędź lodowca,
mogła Biała szybciej płynąć i odnosić dalej zwietrzeliny skalne. Wycięła sobie
węższe, lecz głębsze koryto, pozostawiając na swych brzegach terasy, nakształt
olbrzymich stopni. Gdy klimat znów się oziębił i ilośc opadów atmosferycznych
znów się powiększyła, zaczęła Biała znów podmywać ciężkowickie skałki, tak, że
te wciąż zwiększały swą względną wysokość, mimo, że bezustanku niszczyły je od szczytu czynniki
atmosferyczne. Lodowiec nie wrócił jednak już do podnóża Karpat i nie wywarł
większego wpływu na ukształtowanie skałek. Wygląd dzisiejszy zawdzięczają
skałki ciężkowickie głównie działaniu wiatrów i to przeważnie w czasach
pomiędzy jedną i drugą fazą lodowcową, może też po drugiej fazie zbliżenia się
lodowca, w czasie, gdy panował klimat suchszy i cieplejszy od obecnego. Wiatry
wyrzeżbiły w skale rysy wzdłuż warstw, gdzie kamień jest miększy i półkoliste
zagłębienia w skale, podcięły podnóża
ich, nadając im wygląd bochnów i grzybów. Wygląd skał dowodzi więc, że
ukształtował je klimat suchy, głównie wskutek działania wiatrów. Równolegle do
zmian klimatu zmieniała się i roślinność skałek i ich otoczenia. Z okresu
suchego pochodzi zapewne rosnąca na skałach sosna, której brak w okolicznych
lasach naturalnych. Może były a nawet może i są jeszcze inne rośliny, które
powstały w resztkach po innych okresach klimatycznych. W przeważnej jednakże części zniszczył te
resztki człowiek, wycinający lasy i zaorywujący pola. Można znaleźć te rośliny
zabytkowe wśród porastających skały porostów, z których kilka należy do
gatunków, rosnących dzisiaj na wysokich górach. Karłowaty ich wygląd dowodzi,
że nie czują się one tutaj zbyt dobrze, albowiem lubią klimat wilgotniejszy i
zimniejszy.
Wreszcie
gdy cofnął się zupełnie lodowiec, skałki otoczył dębowy las, a z pośród jego
koron wysterczały skałki porośnięte sosną. Taki stan trwał do czasu dopóki nie
przyszedł człowiek. Początkowo miał on dosyć drzewa i kamienia, potem ściął
dęby rosnące dookoła skał, pozostały skały nagie, tylko na niedostępnych
miejscach porośnięte sosnami. Drzewa odrastają jednak powoli, jakby chcąc
zabliźnić rany zadane przez człowieka. Skały zaś same długo, bo aż do ostatnich
lat pozostawały nietknięte. Dopiero w ostatnich czasach zaczęto „eksploatować”
i kamień. Mimo, że pełno lepszego kamienia w okolicy, a skałki ciężkowickie są
miękkie, jak tynk starej rudery, wydobywa się kamień tutaj, no leży na
wierzchu. Zniszczenie skałek wprost straszne (widać to choćby z okien pociągu),
a korzyści nie stoją w żadnym stosunku do zniszczenia skałek. Wydobywa się
skały, leżące tuz pod powierzchnią gleby, lub też leżące na wierzchu. Kamień
ociosuje się na progi (widać je na pierwszym planie fot. 2). Ponieważ kamień sypie
się już od potarcia dłonią, powstają przy obróbce i wydobywaniu olbrzymie w
stosunku do wydobytego kamienia zwały szutru i piachu, które zasypują murawę i
głębsze warstwy skały, tak, że dalsza eksploatacja będzie prawie niemożliwa, a
z pewnością nie opłaci się. W ostatnim roku zrobiono wśród niżej położonych
skałek okropne spustoszenia, zasypując je żółtym szutrem.
[1] Nie są
mi znane dokładniej owe podania, słyszałem je bowiem niektóre jeszcze w
dzieciństwie, ale słyszałem tylko fragmentarycznie. Nie chcąc je mimowolnie
zmieniać, nie podaję ich na tem miejscu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz