Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.
Mordercze walki o wąwóz
dukielski.
Z listów podoficera –
Polaka.
III.
Zapadał właśnie zmierzch
burzliwego dnia zimowego. Wicher wył przeraźliwie, a gęsta zawieja śnieżna-
zapełniła zupełnie horyzont. Nie sposób było patrzeć na oczy w stronę burzy.
Lodowaty wiatr mroził krew w żyłach.
W sam raz wyborna pora
dla Moskali do podjęcia szturmu. Jestto już ich zwyczajem, że zawsze w taką
szaloną wichurę podejmują zacięte ataki.
Im gorszy czas, tem bardziej srożą się ich napady.
Więc i teraz
spodziewaliśmy się ich na pewno. Byliśmy na ich przyjęcie doskonale
przygotowani. Znakomite rowy strzeleckie i płoty z kolczastego drutu, dawały
nam silne oparcie się przed nagłymi atakami nieprzyjaciela. Na spadzistych
stokach góry, przygotowane stały ogromne głazy kamienne i kłody drzewa do
stoczenia na zbliżającego się z dołu nieprzyjaciela. A w lesie i na wielu
punktach, gdzie spodziewaliśmy się silniejszego starcia, założono miny.
Powitanie więc Rosyan musialo być „gorące”. Czekamy, wytężając w ciemną dal
oczy, wypatrując wroga, kiedy wreszcie patrole dadzą znać, że nieprzyjaciel z
wielką siłą zbliża się do wzgórza.
Chociaż próbowali
zaskoczyć nas niespodzianie, nie udało im się podejść cicho pod nasze pozycye.
Między nimi a naszemi patrolami wywiązały się ostre potyczki. Zrobił się alarm
porządny.
Przyjęliśmy nadchodzących
„gości”przyzwoicie jak należało.
Pierwsze ich szeregi
skoszone zostały w lot ogniem karabinów ręcznych i maszynowych, na idące za
nimi dalsze rezerwy, potoczyły się w dół ogromne bryły kamienne i liczne kłody.
A każde rozstawione straże doniosły, że
na podminowanym obszarze skrupiły się większe grupy nieprzyjacielskie, nastąpił
straszny wybuch min.
Zdjęcie opublikowane w prasie 13.03.1915. |
Co się wówczas działo trudno opisać. Długą chwilę słychać było tylko rozdzierające powietrzem jęki, głosy trwogi, trzask karabinów i huk toczących się kamieni. Atak rosyjski złamał się zupełnie. Z bagnetem w ręku oczyściliśmy kawał zbocza górskiego. Dalszy nas postęp wstrzymany został z rozkazu komendy.. Nieprzyjaciel nie mogąc zdobyć wzgórza od frontu, pchnął teraz główne siły na prawo, ażeby zaatakować nas z flanki, gdzie było łatwiejsze wyjście na górę.
Część tam nas poszła dla
umocnienia szeregów, reszta a także i ja zostałem.
Nie uszło więcej jak
godzinę, kiedy nowe oddziały rosyjskie zarysowały się w cieniach nocy. Po
pierwszej naszej salwie, legli na ziemi i pełzając na brzuchu podeszli do
samych zasiek z drzewa. Pokotem legli wśród gałęzi i konarów drzew. Wprost
niepodobna było im przejść przez poplątane gałęzie; żołnierz utykał i
przewracał się. Śmierć kosiła na wszystkie strony. Dodać należy, iż Moskale
byli zmarznięci strasznie. Wszak całą burzę musieli wytrzymać bez osłony i w
nędznym ubraniu.
Zaledwo odparliśmy ten
drugi atak, a już nastąpił trzeci. Rosyanie szli rzadko, czołgając się na
brzuchach a wreszcie zatrzymali się w pewnej odległości i zaczęli nas
intensywnie ostrzeliwać. Po pewnym czasie stwierdziliśmy wysunięcie się nowych
sił rosyjskich. Ale i teraz nie posuwali się zbytnio naprzód.
Tymczasem na flance
prawej rozgorzała zażarta walka. Jak opętani szli Moskale w morderczy ogień, to
znów się cofali i znów szli do ataku. Tak przeszła cała ta noc.
Rano cofnęli się trochę
niżej i okopali. Pomimo ognia artyleryi, wytrwali cały dzień a wieczór ponowili
znowu swoje ataki. Widać jakie wielkie
znaczenie miało posiadanie owego wzgórza.
Tej nocy odparliśmy osiem
szturmów rosyjskich. Drugą noc z rzędu nie zmrużyliśmy oka. Zdawało się, że i
trzecie przejdzie tak samo. Tymczasem, zrobił się ostry mróz a jasna noc
księżycowa, odwiodła Rosyan od zamiaru niepokojenia nas. Ale o spaniu nie było
naturalnie mowy. Trzeba było czuwać z bronią w ręku.
Takich dni i nocy
przeżyliśmy wiele. Kiedy po takim ataku, przeszukaliśmy teren poniżej naszych
fortyfikacji, zawsze jeden i ten sam obraz ukazywał się naszym oczom. Miejscami
leżeli rzędem ciężko ranni i polegli, jak ich śmierć zastała w szeregu,
gdzieindziej zgnieceni przez głazy górskie i
potworne kloce, leżeli trupy w nieprawdopodobnych pozycyach, ówdzie
strzępy ludzkie rozerwane przez wybuch min i od ręcznych granatów.
Czasem w jakimś gąszczu,
pokłuci bagnetami leżeli nasi i moskiewscy żołnierze gromadnie. Najwięcej było
zabitych w pobliżu naszych stanowisk na zasiekach z drzew i drutu kolczastego.
Tu niejeden dostał kilkanaście postrzałów a każdy wypalony z bliska był
niebezpieczny. A ilu Rosyan zginęło w
ustronnych krzakach bez śladu? Kiedy puściły śniegi, odnaleźliśmy mnóstwo
trupów rosyjskich. Zwykle teraz przeszukujemy po każdem starciu teren walki z
psami, przy których pomocy, można dopiero najlepiej wyszukać zaginionych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz