Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.
January Grzędziński
Ziemia rozśpiewana.
Czasem nędza i temperament
wyrzuca Łemka w świat zbójnicki, nosi wówczas piękną barwną koszulę i jak mówi
pieśń łemkowska „nicz ne robit, z ludzko stajni koni wodit”. Wiele pieśni
poświęca Łemk zbójnikom. W wielu pośród nich widać wpływy słowackie, jak w
pieśni starego bacy. Dzięki wspólnemu pokrewieństwu są one bliskie nieraz
muzyki podhalańskiej.
Przeważnie jednak gdy ziemia
własna wyżywić go nie może, idzie Łemk na pracę w bogate Morawy lub na
Madziary: Tokaj, Debreczin, Temeszwar, Koszyce i daleki Dunaj raz po raz
powtarzają się w łemkowskiej pieśni. A w jej rytmice, w rysunku melodji
odzywają się wybitnie wpływy węgierskie. Wpływy te przenikają na Łemkowszczyznę
zapewne i przez wędrownych cyganów, którzy na ziemi Łemków stanowią jedyne
orkiestry.
„Jak ja pidu na Madziar, na
Madziar komu se ja perko da, perko dam?” śpiewa w allegrovivo z czardaszowym
akcentem.
Widzi tam dostatek urodzajnych
nizin, wina madziarskie, radość i rozmach życia, bo też
„…Huzari dobri chłopi
Po sto złatych dajut propić…”
Łemk też chętnie zagląda do
karczmy, aby popić palunki (wódki ) - zwłaszcza gdy
„…pryszła świata nedileńka
piła by sia sładka paluneńka
piła by sia deń po deń
piła by sia pakuneczka każdyj deń…”
Węgierska piosenka „Ej Madziar
pije” znana na Podhalu jest równie często śpiewana i na Łemkowszczyźnie.
Mimo względnie łatwiejszego
życia czuje się Łemk na obczyźnie parjasem
i tęskni do kraju, do swych
wierchów i owiec.
„Oj, podzme że my, podzme
oj, z madziarskoho kraju,
oj, bo na nas madziare
oj, krywo pozera jut…”
Ucieka też i z Moraw.
„Ej, koniczku żwawyj wynieś nia z
Morawy
Jak nia nie wyniesiesz strilju ci do gławy
Do gławy ci strilju, serce ci posekam
Bo ja z toho kraju do swoho uciekam”.
Masowa emigracja Łemków do
„Hameryki” znajduje znowu swój wyraz w pieśni, uwidaczniając cała melancholię
tego poświęcenia:” taka mene miła jazda jak sznurok na szyju” śpiewa smętnie.
Wojsko obce, cesarskie w pieśni
łemkowskiej na ogół również niemiły zostawiło ślad – „wojennyj chlib smacznyj,
koljo razy wkuszu – zapłakać muszu”.
Do tej serji należy smętna dumka
o powrocie z wojny rannego żołnierza:
(„ A ci ty spisz moja fraireczko”) tak tematem bliska
starofrancuskiej balladzie o królu Renaud.
Marzy Łemk o swoim własnym domku
o „chyży z tesanoho Drewa”, o swej dziewczynie – „frajirce”.
Jej to poświęca większość i
niesłychaną różnorodność pieśni zalotnych, miłosnych, weselnych. Bardzo
charakterystyczna jest np. śpiewana w Zachodniej Łemkowszczyźnie:
„Kobyś była fraireczka sprawiedliwa
rosła by ci pod obłaczkom rozmaryja,
ale ci nie rośnie, - łem ci gorsze zaschnie (lecz ci bardziej
zaschnie) boś bestyja!”.
Tańczy z temperamentem swój
„obertanyj” – rodzaj polki –czardasza – jest zazdrosny o tancerkę, gotów karczmę
spalić, gdy go frajerka zwodzi.
„bodaj ta karczmiczka z horem,
z dymom poszła
koj moja frajirka (bis) na taniec
nie priszła”.
Wiele pieśni żeni Janiczka
(Janiczek, Jańczyk, Wanniczek równie jak Hancia najczęściej spotykane imię w
śpiewach łemkowskich) – inne mu to odradzają – przynajmniej „na razie”…
„nie żeń ty sia – powiadają – toho
roczku,
ej, toho roczku wojna bude
ej, mładoj żeny czkoda bude”.
Nie tylko pod względem treści
ale i pod względem form muzycznych pieśń łemkowska przedstawia nadzwyczajne
bogactwo. W rytmice spotykamy zarówno metryczność wiersza mazurowego lub
krakowiaka, jak echa kołomyjki, wyraźne reminiscencje węgierskie, silne wpływy
słowackie. Cały szereg pieśni wykazuje wyraźnie pochodzenie polskie, jak np.
pieśń o chmielu, lub „W Małastowi czarna rola, ja jej oraw ne budu”, albo „Koło
moho jogrudeczka zakwitała jabłoneczka”, wreszcie choćby znana tu pieśń o
Janiczku na melodię „Hej górale”.
Skala tonów nie jest wprawdzie
zbyt szeroka i rzadko przekracza sekstę lub oktawę, zato w ornamentyce pieśni
łemkowskie są bardzo bogate – łemkowie lubują się w synkopowaniu i ozdobnikach.
Nie mają jednak łemkowie
upodobań chóralnych, tak rozwiniętych dzięki śpiewom cerkiewnym w Rosji i na
Ukrainie. Śpiewają unisono, jak tu mówią „samoiłką”, dzieląc się czasem na dwa
„pidgołoski” i to tylko przy niektórych tonach pieśni. Pieśni indywidualizują,
- stąd pochodzą liczne warjanty w różnych okolicach.
Naturalnie tych kilka słów nie
wypełni obrazu łemkowskiego muzycznego folkloru, wymaga on długich,
pedantycznych studjów muzykologów. Czeka on przedewszystkiem na swego
zbieracza, któryby nie tylko jak Kolberg zgromadził ale jak Szopski przekazał
te pieśni w nieskazitelnej ich piękności dla kultury – czeka na kogoś, kto by,
jak Szymanowski dla Podhala, znalazł wyraz muzyczny tej ziemi.
Na progu zadania stanął p.
Aleksander Ropicki, który nie tylko zebrał już i sharmonizował szereg pieśni
łemkowskich, ale stworzył w ciągu kilku zaledwie miesięcy ludowy chór mieszany
z 60 osób w Krynicy. Był on prawdziwą rewelacją w lutym b.r., gdy stanął z
koncertem w Krynickim Domu Zdrojowym przed wyrobioną publicznością zdrojowiska.
Nie tylko same pieśni ale ich
świetna harmonizacja wywołały owacje dla chóru i dyrygenta – zwłaszcza pieśni
starego bacy i Oj, Waniczku były nawet wielokrotnie bisowane.
Chór swemi objazdami po wsiach
wywołuje entuzjazm i budzi zamiłowanie do chóralnego śpiewu.
Rzecz ciekawa, że wplatane do
repertuaru przez p. Ropickiego niektóre pieśni polskie w pewnej swoistej
interpretacji spotykają się również z dużem powodzeniem nie tylko u słuchaczy
zdrojowiska, ale na terenie wiejskim Łemkowszczyzny, gdzie chór p. Ropickiego
miał już kilkanaście koncertów.
Uznanie uzyskane na wstępie,
umiejętność i energia, z jaką p. Al. Ropicki z zupełnie surowego materjału stworzył swój chór bez żadnych
subwencji (na które ta sprawa wysoce zasługuje), wzbudzają nadzieję, że pieśń łemkowska
nie zejdzie niepostrzeżenie i że da się ocalić ją dla kultury przed niszczącym
zalewem przebojów kabaretowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz