Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.
Mordercze walki o wąwóz dukielski.
Z listów podoficera Polaka
I.
Długą kolumną ruszyliśmy doliną
rzeki Ondawy ku północy, -w mroźny, ale jasny dzień styczniowy. Za nami
pozostawała w tyle żyzna i równa płaszczyzna węgierska, a przed nami stał
rozłożony górski wał, Beskidów, potworny w swych kształtach i majestatyczny
zarazem. Ciekawie rozglądałem się dokoła, obserwując poblizkie śniegiem
zasypane wzgórza, po obu brzegach rzeki i coraz to ciaśniejszej doliny
górskiej, po której przewijały się liczne oddziały wojsk naszych i trenu.
Co za śliczna okolica? Czarująca
piękna górska przyroda, roztaczała przed nami w całej pełni swój powab i krasę.
Rychło jednak pierzchły jak sen z naszej głowy, romantyczne obrazy przyrody. Na
wspomnienie, że ta śliczna kraina, to dziś teren walk morderczych, gdzie śmierć
kosi swe żniwo.
Z dala dochodził huk armat, z
każdą chwilą mocniejszy. Zbliżaliśmy się coraz więcej do linij bojowej naokoło
przełęczy górskich, wiodących z Węgier ku Dukli. Ciągle mijamy grupy rannych,
jeszcze z dzisiejszej walki, od których się dowiadujemy, że ataki
nieprzyjaciela na tej przestrzeni, stają się coraz gwałtowniejsze, ściągnęli
bowiem wielkie posiłki celem utrzymania w swem posiadaniu wąwozu dukielskiego.
Doszliśmy wreszcie do miejsca swego przeznaczenia, gdzie nam dano kilkugodzinny
odpoczynek. Nocą dopiero ruszyliśmy w drobnych grupach na linię obronną, w rowy
strzeleckie. Poprzednio zajmował je jakiś oddział węgierski, zluzowany teraz na
odpoczynek.
Pozycye nasze znajdowały się u
szczytu dość wysokiej góry, ukryte wśród gęstych krzewów sośniny. Przed sobą
mieliśmy strome zbocze góry, przecięte z jednej strony głębokim parowem, który
oddzielał nas od innej naszej pozycyi.
Na przeciwległym wzgórzu,
znajdowały się pozycye Rosyan, o które już przed naszym przybyciem rozegrała
się niejedna zacięta walka. Ostatecznie obie strony pozostały przy swoich
dawnych pozycyach. Właśnie na tę noc
przygotowany był nowy nasz atak na stanowiska rosyjskie. Z naprężeniem
oczekiwaliśmy „chrztu bojowego”.
W ciszę nocną ruszamy kilku liniami w dół a
następnie ostrożnie wspinamy się w górę.
Patrole starły się ze sobą gwałtownie, przy czem, jak się później
okazało, nasze oddziały zaskoczyły wroga z dwu stron tak niespodziewanie, że
zanim mogli zaalarmować swoje posterunki, my równocześnie z nimi jadąc im na
karkach, doszliśmy do samych prawie ufortyfikowanych stanowisk wroga. Światła
naszych reflektorów zalały strugami jaskrawego światła cały szczyt góry a w
blasku dojrzeliśmy gorączkowy ruch wroga. Mieliśmy wyborny cel zatem salwami
całemi zasypaliśmy Moskali, dziesiątkując ich straszliwie. Saperzy tymczasem
wzięli się gorąco do niszczenia przeszkód z drutu, co im się przy użyciu
ręcznych pocisków w wielu punktach wybornie udało. Przez jeden tai wyłom
wpadliśmy jak burza, szybko na flanki dwóch „sztelenków” Rosyan, przez co
zaskoczyliśmy ich tak skutecznie, że w paru prawie minutach wpadły nam w ręce
dwa okopy nieprzyjacielskie i sprawiliśmy straszny wśród nich zamęt.
Nie spoczęliśmy jednak ani
chwili. Jedni wraz z saperami wzięli się raźnie do sypania okopów i rowów
strzeleckich, któryby nas bronić mogły w razie ewentualnego ataku Rosyan. –
Inni znowu pomagali służbie sanitarnej w uprzątaniu pobojowiska.
Dok. Nast.
Zdjęcie opublikowane w prasie 13.03.1915. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz