W. Sławiński (jun.).
Dookoła Polski.
(Wrażenia z podróży na rowerze).
IX.
Nic szczególnego w Żmigrodzie nie znalazłszy, ruszyliśmy do
Jasła, oddalonego o 20 kilometrów.
Szybko wieczór zapadający podniecał we mnie energję do jazdy
po prostu szalonej. Dwadzieścia pięć kilometrów na godzinę w cieniach nocy, po
górzystej i wyboistej szosie było coprawda ryzykownem. Z daleka migało już
Jasło gazowemi lampami. Wtem, stop! Gdyby nie bystre oko kolegi, rozblilibyśmy
swe maszyny o barjerę kolejową. Po usunięciu przeszkody własnoręcznie,
skierowaliśmy kroki w stronę dworca, który, z braku orjentacji w ciemnościach,
uważaliśmy za najodpowiedniejsze miejsce noclegowe, gdzie zresztą było można
darmo przeczekać kilka godzin letniej nocy.
Twarde legowisko na ławach nie pozwoliło na dłuższy sen. O
godzinie drugiej po północy gotowi byliśmy do dalszej drogi.
Opuszczaliśmy miasto niewielkie, posiadające rafinerję nafty
i źródła gazu ziemnego, którym oświetlają siedlisko o 10. Tys. Mieszkańcach
bardzo czyste i miłe.
Gorlice- Grybów –
Nowy Sącz.
Ranek by ł chłodny. Biała powłoka mgieł otulała okoliczne
wzgórza i niziny. Szosa przed nami pusta, bez kurzu. Przeto jazda nasza była
lekka, zdrowa i szybka. Nie spostrzegliśmy, kiedy przecięliśmy środkiem znane
z wojny światowej, Gorlice. Po bitwie Austrjaków i Rosjan w r. 1915 pozostał tu
cmentarz z tysiącem poległych. W okolicy znajdują się liczne kopalnie i
rafinerje nafty.
Ponieważ tu, jak w Jaśle, policja jeszcze smacznie spała,
nie meldowaliśmy swych person, jeno pomknęliśmy do Grybowa, odległego 18
kilometrów, którą to przestrzeń odbyliśmy w dobre półtorej godziny, biorąc z
wysiłkiem góry wysokie do 340 metrów nad poziomem morza. Mijamy pogrążony we
śnie Symberk i Ropeć, wreszcie zjeżdżamy, powstrzymując pęd „rumaków” naszych
hamulcami do Grybowa nad bystro toczącą się rzeczką Białą.
Po kilkunastu minutach odpoczynku i obejrzeniu kościółka
drewnianego św. Bernarda, istniejącego od r. 1455, jedziemy w kierunku Nowego
Sącza. Słońce zaczyna prażyć, natura i ludzie budzić, ruch na szosie ożywiać.
Tak szczęśliwie przebyliśmy 21 klm, krętej i górzystej drogi, kiedy, wyrósł
przed nami N. Sącz z ruinami zamku królewskiego nad Dunajcem i węzłem kolejowym
w stronę Słowaczyzny i Lwowa.
Mimo wczesnej godziny w mieście panował ruch. Dymily już
kominy wielkich warsztatów kolejowych, składy i restauracje pootwierane. W pół
godziny po spożyciu skromnego śniadanka, N. Sącz zaczął się za nami zacierać,
aż zniknął zupełnie. Znowu łykaliśmy mieszankę świeżego powietrza z kurzem,
mijały szybko chwile na kręceniu pedałów i oglądaniu cudów natury.
[…]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz