Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.
Z Bobowej w świat
Położona malowniczo nad rzeką Białą Bobowa jest jedną z
najstarszych osad na tym terenie. Często zmieniający się właściciele (Bobowa
była przez długie wieki prywatnym
miasteczkiem) podziały, spory majątkowe, zastawy itp. Nie wpływały korzystnie na rozwój tej
miejscowości.
Podstawą utrzymania bobowian przez długie stulecia było
rolnictwo. Karłowate gospodarstwa i nie najlepsza gleba nie mogły jednak
wyżywić wszystkich mieszkańców osady. To przyczyniło się niewątpliwie do rozwinięcia
się w drugiej połowie XIX wieku bardzo pracochłonnej ręcznej produkcji koronek
klockowych. Z czasem wyrobem ich zaczęły się trudnić Rawie wszystkie
bobowianki. Zbyt na koronki znajdowano w okolicznych miasteczkach, niekiedy
wędrowano z nimi aż do Nowego Sącza. Pod sam koniec XIX wieku, w 1899 roku,
miasteczko zdobyło się na zorganizowanie Krajowej Szkoły Koronkarskiej. Mogły
więc w szkole koronkarskiej młode bobowianki doskonalić przekazywane już w tym
czasie z matki na córkę metody wyrobu koronek.
Przed I wojną światową ludowy przemysł artystyczny w Bobowej
był pełen rozkwitu, a wyroby koronkarskie cieszyły się olbrzymim popytem nie
tylko na rynkach krajowych, ale i zagranicznych dzięki swej doskonałej jakości
i dużemu artyzmowi. W r. 1905 bobowskie koronki zdobyły złoty medal na
Międzynarodowej Wystawie w San Francisco…
Tuż po ostatniej wojnie w miasteczku zjawili się
przedstawiciele nowo powstałej centrali przemysłu ludowego i artystycznego,
którzy zajęli się skupem koronek. Szersza niż do tej pory możliwość sprzedaży
wyrobów bobowskich rękodzielników przyczyniła się do założenia w 1950 roku
Spółdzielni Przemysłu Ludowego i Artystycznego „Koronka”, która skupiła
wszystkie koronkarki z powiatów: gorlickiego, tarnowskiego i nowosądeckiego.
Z czasem okazało się jednak, że z samej tylko produkcji
koronek spółdzielnia by się nie utrzymała. Wprowadzono więc dziewiarstwo ręczne
(wykonywano na drutach swetry), a następnie po specjalnym kursie – tkanie
kilimów i narzut dekoracyjnych.
Spółdzielnia szybko „stanęła na nogi”. Wnet wybudowano
własny budynek. Potem drugi, a przed dwoma laty trzeci, który połączy dwa
poprzednie. W ten sposób powstał spory zakład produkcyjny, zatrudniający dziś
160 osób oraz 460 chałupników. W lipcu br. Odebrano nową inwestycję – farbiarnię
z oczyszczalnią, a pod koniec tego roku ma nastąpić przekazanie do użytku dużej
tkalni kilimów. Zmienia się więc powoli profil produkcji. I chyba niedługo
koronka pozostanie tylko w nazwie spółdzielni, ustępując miejsca kilimom.
Zresztą bobowskie kilimy cieszą się olbrzymim powodzeniem. W tym roku
zagraniczni odbiorcy otrzymają ok. 8 tys. metrów kwadr. tych tkanin.
Różnobarwne dzieła rąk bobowianek powędrują do Danii, Szwecji, Szwajcarii, NRF,
USA, Kanady, Francji, Austrii i Norwegii.
Spółdzielnia nie jest jednak w stanie zrealizować wszystkich
zamówień. Stara więc zasada: kto pierwszy ten lepszy spowodowała, że np. Dania
(najpoważniejszy odbiorca bobowskich kilimów) już w r. 1972 dokonała zamówień
na rok 1974.
Tkanie kilimów jest niezwykle pracochłonne i żmudne. Ponadto
jest to przecież praca artystyczna. A artyści wiadomo… nie rodzą się na
kamieniu.
Tadeusz Wojnar
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz