21 kwietnia 1970 r.
Groźny pożar w
Cieklinie, w pow. jasielskim
Spłonęło 35 budynków
(Inf. Wł.)
20 kwietnia, o godz. 2.30, w Cieklinie, w pow. jasielskim,
wybuchł groźny pożar, który strawił 35 budynków, w tym 22 mieszkalne. Wszyscy
mieszkańcy domów objętych pożarem zdołali się uratować; 5 osób poparzonych i
jedną ranną odwieziono natychmiast do szpitala. Nie zdołano, niestety, ocalić
inwentarza żywego. Ofiarą ognia padło 7 krów, 4 konie, 22 świnie.
Rozprzestrzenianiu się pożaru sprzyjał silny wiatr, który
wytworzył prawdziwą burzę ogniową, w ciągu kilkunastu minut wszystkie domostwa
zabudowane zwarto (spośród 25 budynków 25 było krytych strzechą, a tylko jeden
murowany) stanęły w ogniu.
Już po 15 min. Przybyły na miejsce klęski okoliczne
ochotnicze straże pożarne. W akcji uczestniczyły ogółem 24 jednostki straży –
16 OSP, 8 zawodowych – z Jasła, Krosna, Gorlic, Rzeszowa, Dębicy, Zakładów
Rafinerii Nafty w Jedliczu i Niegłowicach oraz Zakładów „Gamrat” w Jaśle. Akcją
ratowniczą dowodził zrazu komendant powiatowy straży z Jasła kpt. Władysław
Folczyk, a następnie komendant wojewódzki straży płk Andrzej Bazanowski.
Utrudniał ją brak wody.
Walka 260 strażaków z wielką siłą żywiołu (ogień groził
dalszym rozprzestrzenianiem się) trwała do godz. 6 rano. Takiego pożaru ( na
wsi) kroniki straży pożarnych naszego województwa nie notowały od kilkunastu
lat.
Jego przyczyny oraz straty bada specjalna komisja. (ep)
22 kwietnia 1970 r.
Pierwsza pomoc dla
pogorzelców z Cieklina
Wiadomość o nieszczęściu, jakie dotknęło wielu mieszkańców
Cieklina spowodowała natychmiastową reakcję władz i społeczeństwa powiatu
jasielskiego. Z pomocą pośpieszyły zakłady pracy, jak też osoby prywatne,
mieszkańcy okolicznych wiosek i jasielscy taksówkarze, którzy przekazali pewne
ilości ubrań i obuwia dla najbardziej poszkodowanych. Z doraźną pomocą
pośpieszyło prezydium PRN w Jaśle. Do dnia wczorajszego wypłacono 22 zapomogi
po 2 tys. Złotych oraz rozdzielono 50 paczek żywnościowych dla 22 rodzin. Z
funduszów PCK przydzielono również najbardziej potrzebującym zapomogi
pieniężne. Społeczny komitet pomocy pogorzelcom utworzony przy GRN Cieklin
dostarczył poszkodowanym potrzebną ilość pieczywa i innych artykułów pierwszej
potrzeby.
Powiatowy inspektorat PZU dokonał wstępnego szacunku szkód
wyrządzonych przez pożar. Zaliczkowo dokonano wypłaty odszkodowań dla 22
gospodarstw po 15 tys. Złotych.
Prezydium PRN w Jaśle zwróciło się do Prez. WRN w Rzeszowie
o dodatkowy przydział materiałów budowlanych na odbudowę zniszczonych przez
ogień budynków mieszkalnych i gospodarczych. Bank Rolny przydzieli dotkniętym
klęską żywiołową długoterminowe pożyczki poza kolejnością.
Śledztwo w sprawie ustalenia przyczyn pożaru trwa. (fem)
23 kwietnia 1970 r.
Wokół tragedii
Cieklina
Zebranie koła ZMW w Cieklinie.
Jeden z punktów obrad – organizacja zabawy.
- Nie dadzą nam zezwolenia na alkohol. Trzeba kogoś
dokooptować na organizatora – mówi jeden z dyskutantów. Ale kogo? Z wielu
partnerów wybrano… miejscową ochotniczą straż pożarną. Tak powstał komitet organizacyjny
zabawy. Zamówiono orkiestrę, zakupiono wódkę, wino, kiełbasę, bułki.
Wkrótce mieszkańcy Cieklina i okolicznych wsi mogli czytać
ogłoszenia wiszące na płocie: „…Straż Pożarna i Koło ZMW w Cieklinie organizują
dnia 19 kwietnia 1970 r. wielką zabawę wiosenną… początek o godz. 18.00, na
którą zapraszamy wszystkich mieszkańców wsi i okolic”.
Wieść o zabawie szybko rozeszła się po wsi Cieklin. Kto żyw
ciągnął wieczorem do wiejskiego domu kultury, skąd słychać było odgłosy dętej
orkiestry. Z początku nieśmiało, z upływem czasu coraz więcej par szło na
parkiet, w tany. Wesołość była ogólna.
Trudno ustalić dzisiaj liczbę osób obecnych na zabawie,
która poprzedziła tę tragiczną noc, kiedy część wioski padła ofiarą „czerwonego
kura”. Jedni mówią, że było 200, inni że 100. Przyjmijmy nawet tę ostatnią
liczbę.
- Panie, nikt nie był pijany. Ot, wypili „po kielichu”, ale
nikt się nie przewracał. Ile wypito tego alkoholu?
Jak oświadcza bufetowa zabawy, „Było 3 transportery wódki, a
10 butelek zostało”. Matematyka prosta. W każdym z transporterów 25 półlitrówek
razy 3 równa się 75, pozostało 10. Wypito więc 65 półlitrówek! Do tego jeszcze
trzeba dodać 2 transportery wina – 50 butelek. Nie licząc tego, co każdy
przyniósł ze sobą „na wszelki wypadek, gdyby miało zabraknąć”. Targ, w targ –
przyjąć można butelkę na głowę. Mocne mają głowy w Cieklinie. Nawet się nikt
nie zatoczył!
Około godz. 1.00
grupkami, parami opuszczali wiejski dom kultury zmęczeni tancerze. Został tylko
komitet organizacyjny, dla którego na zakończenie (godz. 2.00) orkiestra
odegrała pożegnalnego marsza.
Naprzeciw domu kultury stał pusty dom pod strzechą, którego
właścicielka Maria Staniszewska zmarła przed rokiem. Co tu ukrywać – służył on
dla uczestników zabawy jako WC. Na dobrą sprawę wszyscy z zabawowiczów byli
tutaj chociaż jeden raz.
Przeraźliwy dźwięk syreny o godz. 3.00 zrywał ze snu
mieszkańców wsi. Wielu z nich nie zdążyło jeszcze dobrze zasnąć, przeżywając
doznane na zabawie wrażenia. Tymczasem ogień z pustego mieszkania
Staniszewskiej z błyskawiczną szybkością niesiony na skrzydłach wiatru,
rozprzestrzeniał się. Jak na ironię motopompa miejscowej straży odmówiła
posłuszeństwa. Całe wiązki palących się strzeszaków unoszone wiatrem, lądowały
na dachach sąsiednich domów i budynków gospodarczych. Blacha i dachówka oparły
się płomieniom, ale wszystko to co pokryte było słomą, błyskawicznie zaczynało
się palić. Akcja przybyłych straży była o tyle utrudniona, że ogień przerzucał
się z miejsca na miejsce. Paliło się jednocześnie w kilkunastu miejscach.
Dobrze, że wezbrany potok Bednarka płynący przez środek wsi (przepraszamy
Czytelników za błędną informację podaną w „Nowinach” w dn. 21 kwietnia, że w
pobliżu nie było wody) dostarczał wody tak potrzebnej do ugaszenia pożaru.
Godziny grozy dla Cieklina ( od 3.00 do 6.00) mijały szybko. Ogień trawił
dobytek, bo na ratunek w wielu przypadkach było z późno.
Zgliszcza jeszcze dymią, stoją obok nich grupki mieszkańców
wsi, patrzą na pogorzelców wyciągających z popiołu zwęglony dobytek, osmalone
bierwiona, zwęglony inwentarz żywy. Przekrwione zmęczeniem oczy mężczyzn,
zapłakane kobiet, są wymownym dowodem tragicznych przeżyć pamiętnej dla
Cieklina nocy z 19 na 20 kwietnia 1970 r. Nocy, która zaczęła się tak wesoło
dla wielu.
Franciszek Maksym ma dobrze po sześćdziesiątce. Białe włosy
i pokryta zmarszczkami twarz są wymownym dowodem tego, że jego życie nie było
łatwe.
- Ja, panie, byłem chowany inaczej. Chodziło się na zabawy,
ale o wódce nie było nawet mowy. Niechby matka czy ojciec poczuła ode mnie
alkohol, powróz bym miał na swoich plecach a dzisiaj taka, panie, młodzież, że
jeszcze ma „mokro” pod nosem, a fajkę wsadzi w zęby i pije wódkę, aż się kurzy.
Ważne to potem, starszego nie uszanuje, uwagi sobie zwrócić nie da. Nie mówię,
żeby się nie zabawić, ale wszystko ma swoje granice.
„Miłe złego początki”
Od roku 1929 – Kidy to pożar strawił pół wsi – Cieklin nie
przeżył podobnej tragedii. Może owe 40 z górą lat uśpiło czujność mieszkańców?
Za ten sen zapłaciły drogo 22 rodziny, które zostały pozbawione dachu nad
głową, a ich wieloletni dorobek poszedł z dymem.
Do Cieklina ciągnął samochody, traktory, furmanki załadowane
żywnością, odzieżą, słomą, tarcicą. To władze powiatowe i ludność okolicznych
wsi śpieszy z pomocą pogorzelcom. Sąsiedzi starają się pocieszać dotkniętych
klęską. Ale słowa pociechy nie docierają do Eugeniusza Kmiecika, którego
dorobek wielu lat znikł w kilkudziesięciu jakże strasznych minutach.
Obandażowana głowa i ręce, przypalone włosy, zachrypnięty głos – są dowodem
tragedii, jaką przeżył on i jego towarzysze niedoli.
Pozostaje problem ustalenia przyczyn wybuchu pożaru. Według
powszechnego mniemania, przyczyną bezpośrednią było zaprószenie ognia w
niezamieszkałym domu usytuowanym w sąsiedztwie wiejskiego domu kultury. Zabaw
było wiele, ale jakoś udawało się. Tym razem 22 rodziny z Cieklina zapłaciły
haracz czerwonemu kurowi, który raz jeszcze dał o sobie znać. Cieklińska
lekcja, jakże tragiczna – niech będzie przestrogą dla innych. Nie czekajmy na
podobne. Strzechy muszą natychmiast zniknąć z naszych wsi.
Przed trzema laty Powiatowy Inspektorat PZU w Jaśle wystąpił
z wnioskiem zmiany pokrycia dachów we wsi, ze strzech słomianych na inne –
ognioodporne. Rolnikom proponowano na dogodnych warunkach długoterminowe
pożyczki. Ale, jak twierdzi przewodniczący GRN Leon Szańca – mieszkańcom nie
śpieszyło się do tego Te domy, które miały blachę i dachówkę oparły się
pożarowi. Spłonęły kryte słomą. Dzisiaj chyba nie trzeba przekonywać nikogo w
Cieklinie o konieczności zamiany pokrycia dachów i ostrożnym obchodzeniu się z
ogniem, lekcja była zbyt tragiczna.
Marian Fijołek.
Dobrze jest poczytać trochę ciekawostek z historii :)
OdpowiedzUsuńDzieki za blog.wlasnie siostra wspominała ten pozar z jej dzieciństwa i do dziś pamięta .pozdrawiam
OdpowiedzUsuń