Zachowano pisownię oryginalną. Źródła u autorów. Fragmenty wspomnień Anny Brudziszówny, jak i wiele innych mało znanych wspomnień pierwszowojennych z okolicy, można znaleźć także w publikacji K. Kusiaka, Gorlickie w Wielkiej wojnie 1914-1915. Wspomnienia, relacje, legendy.
Wapniska, ad Biecz.
Pierwsze odwiedziny Moskali mieliśmy 29 września 1914 roku,
podczas sumy w kościele parafialnym w Bieczu. W tym samym dniu odeszli i
mieliśmy od nich spokój aż do listopada, w którym zaczęli swoją gospodarkę na
dobre, bo okna posprawiali do sklepów żydowskich, niemożliwe do rozbicia (szyby
z powietrza), przez które z pokojów zniszczonych, z podziurawionych ścian,
patrzyły konie na ulice miasta Biecza, pełno gnoju. My wtenczas mieliśmy
jeszcze dość spokój, bo pierwej rabowali
sołdaty po mieście i koło gościńca.
Z początkiem grudnia dały się słyszeć wycia armat aż dnia 14
grudnia 1914 r. przyszli nasi, lecz nie na długo, bo już 26 grudnia wpadli
Moskale po małej potyczce, i to tacy zgłodniali, że wszędzie pozjadali, co się
dało, a w kilku miejscach zjedli nawet ziemniaki, stłuczone z sieczką, które
miały być dla świń. „Smotrali” wszędzie, po strychach, po komorach, za
Austryakami, a najwięcej za „okrągłemi” po szufladach, skrzyniach, szafach i
t.d. Tak nam się rozpoczęła gospodarka burych „oswobodzicieli”. Nie piszę już o
rabunku, bo o tem każdy wie.
Po wzięciu Przemyśla było ich już, jak ós w bani, gęsto, to
też nie zostały w spokoju i zie nniaki w kopcach. Zdarzyło się, że Moskale
przyszli w nocy do jednego gospodarza drzeć ziemniaki z kopy. Natrafili (myśląc,
że tam są ziemniaki), na zdechłego konia, który był tam schowany i dokopali mu
się aż do samych kopyt. Z wiosną spacerowali
ci „oswobodziciele” całymi wieczorami, śpiewając, tak, że nie było ani w
dzień, ani w nocy spokoju, aż do 4 maja
1915 r.
Przez całych 18 tygodni walk pod Gorlicami u nas nic się nie
zmieniło. Odległość od frontu dzieliła nas na 12 klm., to też huk słychać było
ciągle, a czasem grzechotanie karabinów, tak, jakby ktoś z dachu na zasuwkę
komina sypał bób. W nocy błyskawice nigdy nie zaspały, a nierzadko jasne
promienie reflektorów oświetlały ziemię, stratowaną całozimowym przejazdem
konnicy rosyjskiej, która rabując siano, słomę, owies, zboże, ziemniaki,
zresztą wszystko, co się dało, w Binarowy, w Ołpinach, w Szerzynach, przejeżdżała
przez Wapniska, tak, że pozostały doły i koryta po zagonach.
Gdy 3 maja nasi przybliżyli się, uciecha nasza nie miała
granic, ale też zaczęły ponad nami przelatywać lekkie pociski artylerii
austriackiej i niemieckiej, kierowane w stacyę kolejową w Bieczu, gdzie właśnie
kolej rosyjska nadchodziła, ale nie dojechała już i musiała się przed stacyą
cofnąć. Dnia 4 maja rano pojawili się nasi, o których Moskaliska mówili, że to
„wsio pobite, a reszta w plen poszła”.
Bez wojny i u nas nie obeszło się, chociaż trwała tylko
dzień i nikt byłby nie zginął, gdyby nie lotnik rosyjski, rzucający bomby,
wskutek czego zginął jeden żołnierz od artylerii, a trzech zostało rannych.
Na wschód i północ , w dolinie rzeki Sitnicy, powstało wiele
mogił i krzyży, znaczących zwłoki poległych, tak rosyjskich, jak i naszych,
choć naszych więcej zginęło w obronie kraju w tej dolinie. Cześć ich pamięci!
Anna Brudziszówna
Anna Brudziszówna
Kronika szkolna, Szkoły żeńskiej w Bieczu- dzisiejsza szkoła
podstawowa nr. 2 im. Wacława Potockiego.
Inwazja nieprzyjacielska w Bieczu rozpoczęła się 14 listopada 1914 r.
Nieprzyjaciel gospodarując po swojemu do 3 maja 1915 r. zniszczył co się dało.
Budynek szkolny, który był użyty na szpital, zanieczyszczono, okna powybijano,
drzwi i zamki rozbito, a sprzęty szkolne spalono. Również spalono ogrodzenie
sztachetowe. Straszne bitwy pod Gorlicami trwające przez 5 miesięcy zniszczyły
całą okolicę i mienia jej mieszkańców. Dzień 3 maja 1915 r. położył kres
inwazji nieprzyjacielskiej. Wypędzony nieprzyjaciel pozostawił gruzy, lub
zniszczenia i zrabowane domy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz