Po zakończeniu
działań pierwszego dnia ofensywy dowódcy korpusów długo czekali na rozkazy z
armii, co było zrozumiałe biorąc pod uwagę, że przełamanie rosyjskich pozycji
stało się faktem dopiero w godzinach wieczornych. Owe rozkazy dotarły do nich
między godziną 24-tą a 1-szą. Gen. Mackensen postanowił w dniu 3 maja wzmocnić
prawe skrzydło i energicznym szybkim natarciem posuwać się na wschód w
kierunku Dukli, aby odciąć oddziały rosyjskie stojące na przełęczach karpackich
oraz osiągnąć całą armią linię: wzgórza 693, 598, 488, miejscowości Kryg,
Libusza, wzgórza Wilczak, 371 oraz Dział Krzemienny, Rozembark, 364, 388 i
Zachodnia Żurowa. W celu osiągnięcia powyższych zamierzeń przeprowadzono
przegrupowanie wojsk w ten sposób, że Korpus gen. Kneussela otrzymał do
dyspozycji znajdującą się dotąd w rezerwie 20. Dywizję Piechoty, a dowództwo
nad całością objął gen. Emmich. Natomiast 19. Dywizja Piechoty została
skierowana w rejon Ciężkowic, by wesprzeć gwardię pruską. Z kolei 11. Dywizja
Kawalerii została oddana dowódcy 4. Armii austriackiej.
Gen. Emmich, który w nocy objął
dowództwo nad Korpusem Kombinowanym wydał rozkaz do natarcia o godzinie 7-ej
rano 3 maja. Postanowił on osiągnąć linię wyznaczoną przez armię przenosząc
punkt ciężkości korpusu na lewe skrzydło. Od rana cały teren działania
podległych mu jednostek był silnie zamglony deszczem i dymem z płonących szybów
naftowych. Utrudniało to dowodzenie i uniemożliwiało dowódcy bezpośrednią
obserwację terenu natarcia. W tych warunkach 11. Dywizja dopiero około godziny
13-tej ruszyła do przodu celem opanowania wzgórza 381, Krygu, 488, 383 i Męciny
Wielkiej, co udało się osiągnąć bez walki. Próby przekroczenia doliny pod
Rozdzielem przez pułki 3. i 22. załamały się w ogniu nieprzyjaciela i ten stan
rzeczy utrzymał się aż do wieczora, kiedy to II batalion 22. pułku opanował
południową część Rozdziela. W zaistniałej sytuacji nie mogło być mowy o
wykonaniu popołudniowych rozkazów, które nakazywały opanować most
w Bednarce i dalej posuwać się szosą w kierunku Woli Cieklińskiej.
Postanowiono więc przenieść wykonanie tego zadania na dzień kolejny. Na prawym
skrzydle dywizji posuwał się 13. pułk w kierunku na wzgórze 542 na południe od
Wapiennego. Ruch ten następował wprawdzie bez styczności z nieprzyjacielem, ale
bardzo powoli wskutek ciężkich warunków terenowych, a po osiągnięciu
wzniesienia w związku z brakiem łączności z innymi oddziałami postanowiono
przejść do obrony. 119. Dywizja Piechoty ruszyła do natarcia o godzinie
9-tej, prawym skrzydłem w kierunku na Kryg, lewym przez urwisko na Libuszę.
Jednostki posuwały się w ten sposób, bez styczności z nieprzyjacielem, do
godziny 11-tej osiągając na prawym skrzydle wzgórze 320 na styku Krygu i
Kobylanki. W tym czasie lewe skrzydło zatrzymało się na osiągniętej linii, a po
wydaniu przez dowódcę nowego rozkazu wznowiło natarcie na linii wzgórze 307,
droga Libusza-Kryg. W dalszym biegu natarcie dywizji rozwijało się w dosyć
wolnym tempie i do późnych godzin nocnych zdołano osiągnąć las Dębina w
okolicach Lipinek, a nie jak stanowił rozkaz z godziny 16-tej grzbiet
Cieklinki-Wałachy.
81. Dywizja Piechoty z XLI Korpusu
wyruszyła do natarcia o godzinie 6-tej.Pomimo, że na swojej drodze nie
napotkała ona sił przeciwnika, to swój cel jakim było opanowanie Grzbietu
Kwiatonowice osiągnęła dopiero w godzinach popołudniowych. Stało się tak
ponieważ dywizja szła w całości rozwinięta do natarcia, a przesuwanie artylerii
w rozmokłym terenie odbywało się bardzo, przez co żołnierze piechoty musieli na
nią czekać. Po zajęciu grzbietu oddziały zaczęły grupować się do natarcia na
drugą pozycję rosyjską. Trwało to znowu bardzo długo, ponieważ dywizja musiała
zmieniać kierunek z północno-wschodniego na wschodni. W godzinę po 81. Dywizji
ruszyła do boju 82. Dywizja, ale utknęła przed wzgórzem Klęczany, które o
godzinie 10.30 próbowano bez powodzenia szturmować. Prawe skrzydło dywizji
przeprawiło się na prawy brzeg Ropy, aby po krótkiej walce opanować wzgórza na
północ od Kobylanki, a następnie rozwinąć natarcie na Libuszę. Dopiero około
godziny 13-tej znaczna część artylerii 82. Dywizji była gotowa aby wesprzeć
natarcie na Klęczany. Piętnaście minut później piechota poderwała się do ataku
i po zaciętej walce osiągnęła wzgórze na południe od wsi. Z tą chwilą
rozpoczęło się nader mozolne, bo wykonywane w wyjątkowo trudnych warunkach
terenowych, podsuwanie się piechoty do natarcia na kluczową tego dnia pozycję
rosyjską na wzgórzu Wilczak. Do końca dnia Niemcy atakowali wzgórze, którego
zaciekle bronili Rosjanie. Z pomocą obrońcom pośpieszyły inne oddziały
kontratakując około godziny 19-tej doliną Ropy. Atak ten powstrzymywała
artyleria 82. Dywizji. Boje przeciągały się. Artyleria wielokrotnie
interweniowała otwierając drogę niemieckiej piechocie. Rosjanie dopiero
w nocy wycofali się w kierunku Biecza.
Również około godziny 6-tej rano
natarcie rozpoczął VI Korpus. Jego żołnierze ostrożnie maszerując i tylko
gdzieniegdzie staczając potyczki z patrolami nieprzyjaciela, we wczesnych
godzinach popołudniowych znaleźli się na przedpolu rosyjskiej drugiej linii obrony,
jednak na wzgórzu Dział Krzemienny Rosjanie stawili zaciekły opór. Pozycję tę
próbowała zdobyć 12. Dywizja Piechoty, osiągając swój cel o godzinie 17-tej. W
rękach wroga jednak nadal znajdowały się ważne pozycje na wzgórzach 368, 369
oraz 297 na południe od Binarowej. Wydawało się, że natarcie zostanie
powstrzymane. Gdy o godzinie 19-tej dowódca korpusu zameldował dowódcy armii,
że przełamanie nieprzyjacielskiej pozycji jest w tym dniu już niemożliwe, 39.
Dywizja Honwed ostatnim wysiłkiem wtargnęła na pozycję rosyjską na wschód od
Rozembarku. Przy wsparciu artylerii zaczęła teraz spychać znajdujące się przed
nią oddziały wroga. Między godziną 21-szą a 22-gą honwedzi wkroczyli do wsi
Racławice.
Korpus Gwardii od wczesnych godzin
porannych posuwał się bardzo powoli, mimo iż nie nawiązano styczności z
nieprzyjacielem. Około południa osiągnął on podstawy wyjściowe do natarcia na drugą
pozycję. Rosjanie trzymali szczególnie silnie wzgórze Lipie i w chwili
pojawienia się 4. Brygady Gwardii na przeciwległym wzgórzu Rzepiennik (406)
usiłowali przeciwnatarciem nie dopuścić do usadowienia się Niemców na podstawie
wyjściowej. Pomimo załamania się kontrnatarcia, rosyjska artyleria wykazywała
dużą aktywność, uniemożliwiając gwardii zrealizowanie ich zamierzeń. Całe
przedsięwzięcie przeciągało się, ponieważ należało poczekać na własną
artylerię, która pozostała w tyle. Dopiero o godzinie 16.55 jeden dywizjon
artylerii ciężkiej z 2. Dywizji Piechoty Gwardii był gotowy do działania. 2.
Dywizja ruszyła do natarcia koło godziny 18-tej i posuwała się bardzo powoli.
Bardziej na północ, natarcie 1. Dywizji Piechoty wyruszyło nieco wcześniej i
posuwało się wprawdzie wolno, ale stale. Znajdujące się przed nią oddziały
rosyjskie, tuż przed zmierzchem wycofały się ze wzgórza 347 i ze wsi Olszyny. W
tej sytuacji część oddziałów powinna była skręcić na południe i pomóc sąsiadom
w walce o Lipie. Jednak ścisła styczność z nieprzyjacielem od czoła i ciemności
skłoniły dowódcę dywizji i niższych dowódców do zaniechania tego manewru. Zresztą
okazał się on szybko niepotrzebny, bo o godzinie 21.25 ujrzano w świetle pożaru
piechotę rosyjską wycofującą się ze wzgórza Lipie. W chwilę później pozycja ta
już była w rękach 2. Dywizji Gwardii, podobnie jak zdobyte jeszcze późną nocą
wzgórze 421.
Wyniki natarcia w dniu 3 maja były
znacznie skromniejsze niż to co osiągnięto w poprzednim dniu i czego
spodziewał się dowódca armii, niemniej działania zakończyły się sukcesem 11.
Armii. Druga linia obrony wojsk Radko Dimitriewa została przełamana na wielu
odcinkach. Odwrót Rosjan nie zmienił się jednak nigdzie w paniczną ucieczkę.
Przytłoczeni liczebną przewagą, dysponując mniejszą liczbą dział i
katastrofalnie małą ilością amunicji Rosjanie zadali Niemcom i korpusom
austro-węgierskim ciężkie straty. W takim przypadku wiele atakujących oddziałów
uległo dezorganizacji, a ich dowódcy musieli poświęcić wiele czasu na
przywrócenie ładu w jednostkach. Niemniej jednak w sztabie 11. Armii panował
nastrój zadowolenia i wielkiego optymizmu. Jeszcze o godzinie 12.30 gen.
Mackensen wyznaczył cele na dzień następny, wśród których priorytetem było
sforsowanie Wisłoki. W tym czasie rosyjskie dowództwo najprawdopodobniej nadal
nie do końca orientowało się w rozmiarach ofensywy nieprzyjaciela, ale faktem
jest że o działaniach państw centralnych powiadomiono cara. Kiedy jednak gen.
Dmitriew zwrócił się do dowódcy Frontu Południowo-Zachodniego o zgodę na
odejście jego wojsk na linię Wisłoki i przekazanie mu dwóch nowych
korpusów, spotkał się z odmową i posądzeniem, iż stracił opanowanie i zdolność
spokojnego rozważania sytuacji. Dla jego wojsk najważniejszym zadaniem w tym
dniu było utrzymanie drugiej pozycji obronnej, która miała stanowić podstawę
wyjściową do planowanego na następny dzień kontrataku, który miał być wykonany
nadchodzącymi na odsiecz siłami III Korpusu Kaukaskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz