/Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów./
Nafta! Nafta!
Ludzie opętani gorączką nafty!
Gorlice, w listopadzie.
Powrotna fala gorączki nafty rzuciła się do gorlickiego
zagłębia, wróciła do Gorlic, kolebki przemysłu naftowego, tu, a nie gdzie indziej,
zapoczątkowanego w 1853 r. przez prowizora gorlickiej apteki Ignacego
Łukaszewicza. Gorączka nafty objęła nie tylko porzucone niegdyś bieda-szyby i
studnie zwane kopankami, lecz także nowe dotąd nieznane i pod względem
geologicznym niezbadane tereny.
Ludzie zgrani i zrujnowani na skutek wyczerpania się
Borysławskich źródeł ropy przybyli tu, aby z powrotem przekręcić kołem fortuny
na terenach łatwiejszych, bo posiadających płyciej pokłady złotodajnego płynu.
Przyszli tu także ludzie nowi szukać szczęścia, hazardować. Stawka jeden do
dziesięciu, jeden do stu, jeden do tysiąca. To znaczy można wygrać, wkładając
kapitał do kopalni nafty, za złotego dziesięć, sto, a nawet tysiąc. A można też
wszystko stracić.
W gorlickim zagłębiu jednak błędnym rycerzom nafty dziwnie
szczęście sprzyja i płynie czarna ropa z ziemi a złoto do kieszeni. Gra tu rolę
przedewszystkiem wypróbowany teren. Ropę spotkać tu można już przy 20 metrach głębokości o
małej produkcji, przy 150, 300, 400 do 600 m o produkcji kilku do kilkunastu cystern
miesięcznie. Włożony kapitał przy tak płytkiem wierceniu amortyzuje się nieraz
w pierwszym miesiącu po dowierceniu się do ropy. Z tej też przyczyny gorączka
nafty w okolicy Gorlic wzrasta, a ruch wiertniczy potęguje się. Codziennie
przywożą pociągi do Gorlic stosy stalowych rur wiertniczych, które potem wozy
rozwożą na pola, do lasów i parowów na miejsca budujących się nowych szybów.
Gorlice są w ostatnim roku pożeraczem śląskich rur stalowych.
Na jednym takim wozie z czarno wylakierowanemi rurami
pojechał do centrum gorlickiego zagłębia naftowego, do Kryga. W Krygu najwięcej
było i do dziś dnia co kilka tygodni powtarzają się wybuchy ropy naftowej. Już
z dala widnieje las trójkątów, czworoboków i wież wiertniczych. Dym unosi się z
czarnych kominów pieców, kotłowni i kuźni szybowych. Do uszu dolatują
nawoływania zawodzące robotników ze szczytu wieży wiertniczej, to znów zagłusza
wszystko stukot motorów i dźwięk żelaziwa świdrów wiertniczych. Powietrze
przesycone zapachem gazu i ropy naftowej.
Jestem na miejscu. Spotyka mnie znajomy młody zapaleniec
nafty inż. Karp. Właśnie ma przystąpić do zamykania wody w głębokości 250m. w
szybie „Stefan”. Przed wejściem do szybu siedzą na pieńkach robotnicy i
sporządzają w rękach dziwne kule z iłu. Mój przewodnik śmieje się mówiąc, że to
są kluski na obiad.
Sporządzanie kul z iłu, służących do zamykania wody w szybie naftowym. |
Wchodzę do wnętrza wieży wiertniczej. Staję przy kołowrocie
i kręcę z nim wokół koło otworu. Kołowrot to kawał drąga przymocowanego do
świdra, a właściwie do jego żelaznych żardzi. Kołowrotem obraca się świder raz
po raz uderzający coraz głębiej w wybitym otworze.
Od szarpnięć świdra i uderzeń jego zrywają się ścięgna i
mięśnie nietylko rąk ale i całego ciała. Z otworu obok świdra wydobywa się gaz
naftowy. Jeszcze kilka uderzeń, jeszcze kilka spacerów z kołowrotem wokół
świdra, a potem rozkręcanie żardzi i wymienienie świdra na łyżkę do wydobycia
szlamu i próbek pokładów skalnych.
A potem pożeranie przez szyb klusek czyli iłowanie szybu. Do
otworu szybu robotnicy rzucają kule iłowe. Specjalny świder ubija je na dnie
otworu w głębokości 250 m .
Ił zamyka wodę. Następnie przewierca się ił do suchych pokładów. W ten sposób
dochodzi się do ropy.
Odwiedzam następnie szyby. Koło „Mari” coś instrumentują.
Urwały im się rury na huczku (głowica) i wpadły na dno otworu 400m. głęboko.
Lewaki czyli grube żerdzie zaopatrzone w specjalny hak, kopyta czy noże tną po
kawałku rury i wydostają na wierzch. Instrumentowanie szybu – to praca ciężka i
kosztowna.
Nieco dalej spotyka mnie największy tutejszy potentat, w
nowem wydaniu król naftowy Krygu. Ignacy
Król współwłaściciel kopalni „Królówka”, firmy Przymierze, był wiele lat
wiertaczem w borysławskiem zagłębiu, potem wójtowa w rodzin. Wiosce Krygu.
Założył przed kilku laty spółkę „Przymierze” i na swojem polu rozpoczął
wiercenia. Przez dwa lata omal nie zbankrutował. Wreszcie dowiercił się ropy w
jednym, drugim, trzecim a dziś już w dziewiątym szybie.
Dziś jest ćwierćmiljonerem. Oglądam jego pole naftowe,
zroszone obficie ropą po nocnym wybuchu. Ropa wypływa z otworu samoczynnie, a
gdy ustanie, pomagać jej będą przez wiele lat pompy. Gorlickie bowiem zagłębie
naftowe nie jest jeszcze wyczerpane na długie lata.
Rury z fabryk śląskich, służące do "rurowania" szybów naftowych. |
Szyb "Stefan" w Krygu |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz