Zachowano pisownię oryginalną. Źródło u autorów.
Brzyska, pow. Jasło, w październiku.
[…]
W naszej wsi gospodarowali Moskale kilka miesięcy. Przybyli
do nas 26 września 1914 r. W tym dniu pojawiła się najprzód patrol dragonów
Madziarów, którzy ukryli się koło cmentarza. Siałem wtedy żyto; naraz, o godzinie
1-ej popołudniu, ujrzałem patrol moskiewską, nadjeżdżającą od strony Kołaczyc..
Wywiązała się utarczka patroli. Zaczęła się strzelanina. Ja zebrałem resztę
żyta i pojechałem z pola do domu. Przyjeżdżam, a tu mówią, że u nas osadzają
armaty na górze, zwanej Liwosz.- o godzinie 3 popołudniu usłyszeliśmy granie
armat. We wsi powstał wielki popłoch. Jedni kopali doły, aby się ukryć przed
kulami, drudzy wiązali rzeczy w tłumoki, wypędzali bydło ze stajen, chcąc
uciekać, ale ponieważ kule świszczały naokół i przejścia bezpiecznego nie było,
zdecydowali się zostać. Potem to my się tak oswoili z kulami, żeśmy sobie
chodzili wśród nich spokojnie. Przez naszą wieś przewalały się wielotysięczne kolumny moskiewskie,
maszerujące pod Karpaty. Przechodziło tysiące wracało po kilku.
Od 26 września 1914 r. do maja 1915 r. gospodarzyli u nas
Moskale. Zabrali nam bydło, konie, wozy, siano, słomę, trzodę, drób. Co chwila
słychać było krzyk: „ Ratujcie”, bo kozacy bili kobiety. Przychodziło czasem do
bitek kobiet z żołnierzami, bo dziewuchy się ośmieliły i broniąc czci, czy
dobytku, biły ich miotłami i czem tam mogły. Nieraz w ten sposób udało się
babom odzyskać krowę lub konia, zabranego przez żołnierzy rosyjskich..
W tym czasie dał nam się najbardziej odczuwać brak soli.
Pewnego razu rozeszły się wieści, że jakiś kupiec przywiózł sól ze Rzeszowa do
Jodłowej. Pojechałem, przeszło milę, kupić tej soli. Ludzi było pełno koło domu
i w domu owego kupca, tak, że mnie ledwo wpuszczono. Kupiec , użaliwszy się,
żem jechał do niego tyle drogi, sprzedał mi dwa kilo soli za 4 korony.
Pojechałem do Brzostka, gdzie podobno było więcej soli. Zastałem tam ciżbę
ludzi tak straszną, że dwie kobiety zemdlały. Już mi się soli nie dostało.
Pojechałem do Rzeszowa z sąsiadami. Ale tam Moskale zabrali nam konie i wozy, i
kazali przez tydzień wozić sobie siano. Jeden gospodarz miał żonę chorą.
Odwiózł ją do doktora do Rzeszowa. Moskale zabrali go na forszpan. Płakał
chłopina, prosił, ale nic nie pomogło. Do chorej żony go nie puszczono i kazano
jechać. Nam po tygodniu pozwolono wrócić, a on jeszcze został.
Antoni Rakoczy, rolnik
Moja babcia Stanisława Rakoczy mieszkała w Brzysku. Urodziła się w 1910 roku, w wieku ok. 6 lat wyjechała na Pomorze z rodzicami. Myślę, ze Antoni to mógł być Babci krewny, może wujek. Babcia czesto wspominała Brzysko, dużo pamiętała.
OdpowiedzUsuń