Fragmenty wspomnień płk F. K. Latinika, dowódcy 100. Pułku Piechoty.
Zachowano pisownię oryginalną
[…] Sobota d. 1 maja
Dzień piękny słoneczny. Wszędzie spokój jakby przed burzą,
tylko płatowce szybowały, mrucząc w przestworzu- a oprócz tego setki nożycowych
lunet obserwowało okopy nieprzyjaciela i uderzenia szczególnych pocisków wstrzeliwującej się artylerji.
Cała armia 11-ta ożywiona była pewną nadzieją ostatecznego
zwycięstwa, a wyżsi dowódcy nie taili przekonania, że po stratach, które
Rosjanie ponieśli do połowy kwietnia w Karpatach ( 400.000 zabitych i
niezliczona liczba rannych), podupadł już
duch żołnierza rosyjskiego, pędzonego przez Mikołaja Mikołajewicza przez
stosy poległych braci nahajką kozaków. Faktycznie moralność obniżyła się
niezwykle: apetyczny sołdat nawet naczelnemu wodzowi tu i tam odmawiał
posłuchu.
Według lotników: Rosjanie mają 1-2 dywizji rezerwy w okolicy
Jasła- Biecza.
Niedziela - bitwa d. 2 maja.
Przepiękny dzień słoneczny, spokojny, okraszony świeżą
zielenią wiosny. Punktualnie o 6h rano rozpoczyna się na całym froncie armji
11- ej ogień artylerji. Po pierwszych próbnych strzałach zagrzmiało 700 paszcz
armatnich, które, wyrzucając stal i żelazo, przeżynają powietrze z sykiem i
szumem, skowytem i gwizdem, a wbiwszy się w pozycję przeciwnika, z piekielnym
hukiem cisną w górę na kilka metrów wysokości ziemię, kamienie, belki,, deski,
karabiny i ciała ludzkie. Chmury duszącego dymu zalegają coraz to większą
przestrzeń.
Tu i tam widać uciekających nieprzyjaciół, których gonią
szrapnele austriackie. Dalekonośne „kanony” trzymają pod ogniem drogi
przyfrontowe na tyłach nieprzyjaciela, by nie dopuścić rezerw do kontrataku.
[…]
Od 9h rano zaczynają
miotacze min niszczycielskie swoje dzieło, jakby rozszalały wulkan, od którego
trzęsie się ziemia, okopy drżą i chybocą, przemieniając piękny dzień majowy
w piekło grzmotu i ryku. Dochodzą już
przeraźliwe jęki rannych. Czasami słychać straszne eksplozje na tyłach
nieprzyjaciela. Jest to robota eskadry płatowców niszczycielskich; miotą one
ogromne bomby ekrazytu na mosty, węzły kolejowe i kolumny przeciwnika.
Ogień artyleryjski to potęguje się, to słabnie – stosownie
do wskazówek dowódców. Ci, śledząc działalność i skutek ognia żądają
telefonicznie skupienia go na pojedyncze gniazda oporu, zasypujące ołowiem
okopy, w których ugrupowane do ataku oddziały wyczekują niecierpliwie 10h z
zegarkiem w ręku. Wreszcie nadeszła upragniona chwila! Artyleryja przeniosła
ogień na pozycje tylne nieprzyjaciela, miotacze min zamilkły, gwizdki dają znak
– kolumny jak lawina biegną już do szturmu.
56 pp. i główna grupa uderzeniowa 100 pp. ( pierwszy i pół czwartego
bataljonu pod dowództwem podpułkownika Pittla) zajęły w pierwszym impecie
okopy, położone poniżej lasu góry Pustki, w których zostający przy życiu
Rosjanie poddali się bez oporu. Lecz w dalszym ciągu ataku, po wejściu do lasu,
trafiono na rowy strzeleckie dla artylerji niewidoczne, z dość liczną obsadą.
Wywiązała się więc zażarta walka na bagnety, połączona z wielkimi po obu
stronach stratami. Trzeci bataljon 100 pp., zajmujący środek atakującego pułku,
dostał się pod flankowy ogień karabinów maszynowych, które, rozrzucone po
zagrodach na zboczach wzgórz, utrzymały się, ogniem artyleryjskiem nietknięte
aż do ostatniej chwili. Musiano więc szczególne gniazda oporu i karabinów
maszynowych zdobywać osobno przy pomocy dywizjonu artylerji, majora Kaderschafki,
towarzyszącego atakowi 100 pp. Straty bataljonu tego były wielkie, toteż, aby
je częściowo wyrównać i atak nowemi wesprzeć siłami, wydzielono kompanję 14-tą
z odwodu pułku na pomoc.
Prawoskrzydłowy skombinowany bataljon 20 pp. posuwał się
dwiema kompanjami na równej wysokości z bataljonem trzecim 100 pp., dwie zaś
kompanje odchyliły się schodkami ku koleji i lewemu skrzydłu południowego
sąsiada ( 81-sza dywizja rezerwowa niemiecka), aby nie otworzyć przerwy w linji
natarcia, którą to lukę nieprzyjaciel mógłby wykorzystać do kontrataku, a to
tembardziej, że 81-sza dywizja ustała w ataku i trzymana pod flankowym ogniem
nieprzyjaciela, nie mogła ruszyć się z zajętej linji. O 10h 50m donosi podpułkownik
Pittl, iż górę Pustki 449 zdobyły oddziały 56 i 100 pp., i że nieprzyjaciel
cofa się w kierunku wschodnim.
Równocześnie widziałem ze swego obserwatorjum, iż trzeci
bataljon, wzmocniony jedną kompanją rezerwy, zyskuje na terenie, i że
prawoskrzydłowy bataljon 20 pp. trzyma się dobrze. A ponieważ nadto artylerja
własna wzięła pod ogień las Kamieniecki i z tego powodu kontratak z tej strony
był prawie wykluczony, dlatego postanowiłem rzucić ostatnią kompanję rezerwy do
walki, aby bataljon trzeci zasilić na nowo, cofającego się nieprzyjaciela z
flanki uchwycić i własnym oddziałom ułatwić wyjście z lasu góry Pustki. Wraz z
tą kompanją rezerwy udałem się też ze sztabem pułku na wzgórze natarcia
trzeciego bataljonu, pociągajc za sobą połączenie telefoniczne.
O 13h zajęły 56 i 100 pp. nową linję, biegnącą od wzgórza
390 na południe, wzdłuż lasu góry Pustki, aż do Podlesia. Ponieważ 39 – ta
dywizja piechoty honwedów pozostała około 2 klm. W tyle, przeto 56 pp., z obawy
przed niebezpieczeństwem flance lewej grożącem, wysłał jeden bataljon w
kierunku północnym ku wsi Wiatrówkom.
Wszystkie oddziały obu pułków były pomieszane i
poprzerzucane a to wskutek trudnych warunków ataku, prowadzonego na silnie
przeciętym i miejscami gęsto zalesionym terenie. Należało się więc w nowo
zajętej linji, w porównaniu z sąsiadami (dywizje 39-ta i 81-sza) dość
wysuniętej, nie tylko utrzymać, ale też
i okopać celem obrony na wypadek
kontrataku nieprzyjaciela. Nadto trzymać go pod ogniem, iżby wiązać jego siły,
a przez to ułatwić rezerwom dywizji i korpusu ( 57-mu i 3-mu pp. ) flankowe
ataki. Wreszcie należało ze względu na dalsze natarcie uporządkować bataljony i
kompanje i do nowej przegrupować je akcji.
Zaraz po zdobyciu góry Pustki, to jest o 11h, rozkazano kompanji technicznej 100-go
pp. naprawić drogę, prowadzącą od kościoła we wsi Łużna w kierunku na wzgórze
390. Droga ta bowiem, poprzerzynana okopami rosyjskiemi i zniszczona lejami
własnych granatów, była do podciągnięcia pojedynczych armat niezbędnie
potrzebna. To też, dzięki wytężonej pracy kompanji technicznej, zajęły o 13h
niektóre działa myśliwskie stanowiska ogniowe tuż za tyralierą 100 pp.,
kierując ogień na nieprzyjaciela stawiającego jeszcze opór. Kawalerja dywizji
12-ej wysunęła się na drogę koło kościoła w Łużnej celem odbioru i konwojowania
jeńców. O 15h 30m
powiadomiło dowództwo brygady 23-ej, że odwód dywizji: 57 pp. atakować będzie
las Kamieniecki, posuwając się przez
Łużnę i Podlesie, aby ułatwić atak 81-ej dywizji niemieckiej na las
Kamieniecki, i że 3-ci pp., dotychczasowy odwód korpusu VI, skierowany został
do ataku flankowego na wieś Wiatrówki, celem wzmocnienia również natarcia
pozostałej w tyle dywizji 39-ej honwedów.
Równocześnie nakazano: 56 i 100 pp. począwszy od 16h mają
być przygotowane do dalszego ataku w kierunku na wieś Moszczenicę, aby zaraz,
gdy 57 pp. stanie na równej wysokości z brygadą 23-cią, mógł on rozpocząć atak.
Zgodnie z danym rozkazem rozpoczęto drugi ten atak, w którym osiągnięto do 20h
wieczór wschodni skraj lasu, około półtora klm. Na zachód od wsi Moszczenicy
położony, wszakże dalej posunąć się nie było możności a to z powodu silnego
ognia piechoty nieprzyjacielskiej i karabinów maszynowych. Spóźniona pora
utrudniała współdziałanie artylerji i dlatego zadowolono się obsadzeniem tej
linji, wysuwając patrole dla wywiadu i ubezpieczenia. O 22h ustał nagle ogień
na całej linji nieprzyjacielskiej. Dla atakujących było to pewną wskazówką, że
nieprzyjaciel cofnął się już na całym froncie, a pod osłoną gwałtownego ognia
ratował artylerię swoją i tabory. Mimo to, aby zabezpieczyć sobie wypoczynek
nocny, uzupełnić amunicję i żołnierzom wydać żywność, należało wysłać
odpowiedni wywiad i obsadzić wzgórza, na wschód od wsi Moszczenicy położone.
Dla takich zadań posiadały wszystkie pułki austrjackiej
12-tej dywizji piechoty oddział wywiadowczy, tak zwane „ Nachrichten-
Detachement”. Oddział ten, w sile kompanji 180-200 ludzi liczącej, złożony był
z najodważniejszych ochotników, częstokroć ludzi mniej sposobnych do parad i
ćwiczeń w szyku zwartym, ale zato samodzielnych, nieustraszonych, zupełnie pewnych,
można powiedzieć bezwzględnych awanturników, szukających przygód zabijaków, a
biegłych przytem w władaniu nietylko karabinem, ale też granatem ręcznym i
nożem.
Oddziałów takich używano do szczególniejszych zleceń, jak
wywiadów, zasadzek nocnych, zaskoczenia napadami, ubezpieczenia wojska i t. d.
Formacja ta za dnia przeważnie wypoczywała, biorąc się natomiast nocami do
pracy. To też, gdy pod Moszczenicą ustał nagle ogień nieprzyjacielski, wysłano
ów wywiadowczy oddział. Jakoż około północy nadesłał on meldunek, iż
nieprzyjaciel opuścił całkowicie Moszczenicę, a niemniej i wzgórza na wschód od
Moszczenicy położone.
Podciągnięto zatem kuchnie polowe, wozy amunicyjne i t. p.,
aby przygotować się do ataku na dzień następny. Dowódców pułków powołało o 13h
dowództwo brygady do odprawy, celem wydania potrzebnych rozkazów. O 3h rano
ogłoszono rozkaz dywizji, zawierający sytuację ogólną i odmarsz do dalszego
natarcia w kierunku na Dział Krzemienny ( 371).
Poniedziałek d. 3 maja.
Do południa mgła i deszcz drobny, potem pogoda, noc zimna.
Korpus VI zarządził dalsze natarcie dywizji 39-ej piechoty honwedów na
Rozembark – Racławice- Dział Krzemienny, dywizji 12-ej piechoty na południe od
poprzedniej aż po granicę pasu działania korpusu t. j. do drogi Strzeszyn – Biecz.
Działalność 100 pp. miała w tym dniu przebieg następujący.
O 6h 30 m
rano wyruszył pułk z biwaku nocnego w jednej kolumnie na grzbiet wzgórza,
położonego na wschód od kościoła w Moszczenicy. Grzbiet ten obsadzony był już
przez 3-ci pp. w formacji bojowej, z frontem ku rozrzuconej wsi Bugaj.
O 10h rozpoczęto w rozwiniętym szyku posuwanie się naprzód
przez las w kierunku wschodnim, 3 pp. na czele, 100 pp. zaś w formacji
schodkowej za lewem skrzydłem 3-go pp.
Za potokiem, biegnącym przez wieś Bugaj, skierowano oś natarcia wprost na wzgórze
Dział Krzemienny, znak trygonometryczny 361. Po osiągnięciu zagród na
południowy zachód tegoż wzgórza spoczywał 100 pp. blisko godzinę, kiedy 3 pp. i
57 pp. atakowały nieprzyjaciela, broniącego się w umocnionej pozycji. Ogień
karabinów Rosjan z kierunku północnego i
wschodniego odczuł 100 pp., ponosząc straty w rannych i zabitych.
O 15h 30m popołudniu, przednie pułki (57, 3 i honwedów), po
zdobyciu okopów nieprzyjacielskich, zdały się już wyczerpane. Nieprzyjaciel bronił
wciąż samego wzgórza Działu Krzemiennego. Wówczas to rozkazał dowódca brygady
23-ej wprowadzić 100 pp. do ataku. Rozwinąwszy bataljon IV na widoczną z daleka
grupę domów, bataljon III na lewo od poprzedniego i bataljon I w drugim rzucie
jako odwód za lewem skrzydłem, przeszedł pułk natychmiast do akcji. Podczas
natarcia w terenie trudnym, częściowo gęsto zalesionym, poprzerzynanymi jarami,
wąwozami i urwiskami, niełatwo było zaiste utrzymać kierunek. To też pomięszały
się ze sobą oddziały prawie wszystkich
pułków. A przeciwnik czynił nadzwyczajne wysiłki i kontrataki, nie szczędząc
amunicji, by tylko Dział Krzemienny utrzymać.
O 16 h 30m szturmowały niemal jednocześnie wszystkie pułki
dywizji 12-ej na całej linji. Pobity nieprzyjaciel opuszcza Dział Krzemienny i
wzgórza na wschód położone. Zajmuje je natychmiast dywizja 12-ta i umacnia
technicznie. Nieprzyjaciel obsadza przeciwległe wzgórze 368, na południe od wsi
Racławice i las, próbując, przy wprowadzeniu sił nowych, odzyskać Dział
Krzemienny. Ale nadaremnie. Dywizja 12-ta polska nie puści już zdobyczy z rąk
swoich!
O zmierzchu, gdy ogień nieprzyjacielskich osłabł,
uporządkowano pomieszane pułki, wyciągnięto z pierwszej linji tyraljerskiej
zbędne oddziały, tworząc z nich odwody i przygotowując się do odparcia ataku,
którego spodziewano się w nocy. Zaczem wysłano patrole ku pozycji Rosjan. Te
stwierdziły, że przeciwnik przed północą opuścił Racławice, którą to wieś
dywizja 39-ta honwedów zdobyła atakiem między 21 i 22h. Nadto doniosły
patrole, że nieprzyjaciel zszedł również z pozycji, ciągnącej się przez wzgórza
368 i 339 wzdłuż drogi z Racławic do Biecza.
W dniu tym nie odnaleziono kuchni polowych 100 pp. które
miały być w Strzeszynie. Żołnierz musiał więc zadowolić się po tylu trudach
zimną konserwą. Natomiast dowieziono na czas i uzupełniono amunicję.
Straty 100 pp. wynosiły 10 zabitych i 94 rannych.
Wtorek d.4 maja
Dzień pogodny i upalny.
Dowództwo armii 11-ej przyszło do przekonania, że dopiero
posiadanie linji Wisłoki rozstrzygnie o przełamaniu Karpat. Im prędzej zatem
odzyska się Wisłokę, tem większe będą widoki katastrofy Rosjan broniących w
górach przełęczy Dukli, a przez to w dalszym ciągu błyśnie nadzieja odsieczy
Przemyśla i Lwowa.
Trzecia strefa obrony nabrała znaczenia: dla jej obsady i
dla wzmocnienia osłabionej już 3-ej armji rosyjskiej napływały kolejne silne
odwody, mianowicie: część dywizji 52-ej z korpusu V kaukaskiego, dywizja 81-sza
i dywizja 2-ga jazdy pojawiły się przed lewem skrzydłem i środkiem armji
Mackensena, przed prawe zaś jej skrzydło przychodziły świeże oddziały z Karpat.
Oprócz tego wyładowano korpus III kaukaski i korpus V syberyjski.
Musiano więc dalej nacierać na nieprzyjaciela, stawiającego
opór jeśli dotychczasowy sukces miał być w całości wyzyskany i jeżeli nie
chciano dopuścić, by przeciwnik ugrupowawszy posiłki swoje do kontrofensywy w
większym stylu, powstrzymał zamierzone zlikwidowanie front karpackiego.
Po bitwie na Dziale Krzemiennym nocował 100 pp. w formacji
bojowej.
O 23h w nocy d. 3 maja rozkazał brygadjer gen. v. Metz na
ustnej odprawie zaatakować nieprzyjaciela o świcie. Na wypadek jednak gdyby
nieprzyjaciel cofnął się w nocy, brygada miała wyruszyć w dwóch kolumnach:
57 pp. jako kolumna prawa przez Biecz, 3 pp. jako lewa
kolumna w kierunku na Siepietnicę, 100 pp. zaś przez wzgórze 369 za zewnętrznem
lewem skrzydłem 3 pp. w tyle.
Do ataku wszkaże nieprzeszło, gdyż, jak doniosły patrole,
nieprzyjaciel dokonał odwrotu podczas nocy.
W myśl powyższego rozkazu 100 pp. wyruszył o 5h rano.
Przednią straż, bataljon I prowadziłem osobiście; bataljony III i IV miały pod
dowództwem podpułkownika Pittla wyruszyć 15 minut później. Przed osiągnięciem
wzgórza 368 otrzymałem rozkaz piśmienny: „Kontynuować pochód. Mianowicie 57 pp.
przez Biecz na górę 306 na wschód od wsi Grudna Kępska, 3 i 100 pp. na wzgórza
położone na południowy zachód od wsi Siepietnica. Wymarsz pułków najpóźniej o
5h 30m rano. Artylerja otrzymała osobny rozkaz przyłączenia się
jaknajspieszniej do kolumn piechoty. V. Metz”.
W myśl tego rozkazu należało przypuszczać, iż nieprzyjaciel
odskoczył dość daleko, lecz już o 5 h 30m zauważyłem grupy pojedyncze
nieprzyjacielskiej piechoty na wschodni wzgórz potoku Binarowa.
Wnet też I bataljon 100 pp. rozwinął się, by zająć korzystne
pozycje do otwarcia bitwy, a o 5h 45m rozpoczęły karabiny maszynowe tegoż
bataljonu razić nieprzyjaciela.
O 6h rano przygalopowała bateria kapitana Gutzmana, której
nakazałem ostrzeliwać oddziały przeciwnika, przesuwające się z południa na
północ. Niebawem zjawił się u mnie pułkownik
Riedl, dowódca pułku artylerji. Poinformowawszy się o sytuacji,
skierował on ogień bateryj, które wkrótce nadeszły, na nieprzyjaciela,
obsadzającego wzgórza wschodniej wsi Binarowej. Prawie na równej wysokości z
awangardą 100 pp. posuwała się dywizja 39-ta piechoty ze wsi Binarowa w
kierunku na wieś Święcany.
Ponieważ reszta 100pp. nie podążyła za awangardą, a
łącznikowe patrole nie odnalazły jej jeszcze, jednym zaś bataljonem, który w
rozpoczętej bitwie tworzył właściwie tylko osłonę artylerji pułkownika Riedla,
nie można było samodzielnie prowadzić dalej natarcia, przeto wysłałem ponownie
patrole do nawiązania łączności w stronę Biecza.
O 7h rano spostrzeżono kolumnę, maszerującą z lasu ku
wzgórzu 339. Przypuszczając, iż brygadjer zmienił pierwotną dyspozycję- udałem
się osobiście w stronę Biecza, by kolumne tę uchwycić w przekonaniu, że jest to
kolumna podpułkownika Pittla. W drodze spotkałem 3 pp. w rozwiniętym szyku,
posuwający się ku wyżynie 341 i otrzymałem meldunek Pittla. Donosił mi: „ Przeszedłszy
o 7h 45m
w formację bojową mijam Biecz, aby zająć wzgórza położone na wschód północny od
tego miasteczka”. Zaczem dowódcy bataljonu I, kapitanowi Mischkemu, wydałem
rozkaz, aby podążył za lewem skrzydłem
nacierającego 3pp. jako odwód, po zdobyciu zaś wzgórz na wschód od potoku
Binarowa, połączył się z pułkiem własnym.
O 9h rano objąłem
kierownictwo walki 100 pp. pod Bieczem. Zdobycie wzgórz, na północ od
Przedmieścia, było nader ciężkie i zmian pełne, gdyż nieprzyjaciel bronił się
heroicznie i częstemi kontratakami
odbierał nam zdobyte już pozycje, które też kilkakrotnie przechodziły z
rąk do rąk.
O 10h musiano użyć nawet odwodów batalionów, celem
utrzymania się w osiągniętej linji. Ogień artylerji i karabinów maszynowych
przeciwnika wzmagał się coraz to bardziej. Sytuacja zdawała się z każdą minutą
niepewniejsza, wobec czego należało przedsięwziąć decydujący wprost wysiłek, byle tylko
nieprzyjaciela wyrzucić z zajmowanej pozycji panującej.
Wyruszyłem więc z odwodem pułku ( ½ III bataljonu), ukrytym
w lasku w Nadmieściu, aby przy pomocy artylerji własnej zmusić Rosjan do
odwrotu. Lecz, minąwszy potok, spostrzegłem, iż nieprzyjaciel gromadzi ludzi
około domów naprzeciw wewnętrznych skrzydeł 100 i 3 pp Przeczuwając, możliwy z
tamtąd lada chwila wypad przeciwnika, wysłałem z odwodu swego jedną kompanję
wzdłuż potoku, by zaszachować go kontratakiem z flanki. Atoli zanim kompanja ta zdobyła się tam
przedostać , nieprzyjaciel rozpoczął szturm, zmuszając własną tyralierę do
cofnięcia się na linję wyjściową. W tym krytycznym momencie (11h) zauważono
nieczynny karabin maszynowy, który, po ranieniu celowniczego, pozostawiono w
tyle. Adiutant pułku, porucznik Metalik, będący w sztabie moim, objął obsługę
„maszynki”. Celny ogień karabinu pomieszał zaraz szturmujących. Tyraliera
wyzyskała położenie i przeszła do przeciwuderzenia, wskutek czego poddało się
około 300 Rosjan przed minutami tak groźnych!
Bataljon I i III, wzmocnione ostatnią kompanją odwodu,
poczęły tem raźniej posuwać się naprzód.
W szturmie na bagnety zdobyto o 12h całe wzgórze na północ od
Przedmieścia. Choć jeszcze do 15h popołudniu próbowali Rosjanie dwa razy je
odebrać, lecz za każdym razem opłacili chęć tę ciężkimi stratami. Wreszcie cofnął się nieprzyjaciel na wzgórze
342, zostawiwszy silniejszy oddział na pagórku 332, który zajęto planowem
obejściem i atakiem wykonanym z flanki południowej o 18h.
Około 17h popołudniu nadesłało mi dowództwo dywizji 12-ej
rezerwę ( dwa bataljony 20pp.) celem wzmocnienia 100pp. podczas trzydniowej
ciężkiej bitwy wyczerpanego, a o osłabionym już bardzo stanie bojowym.
O 18h 45m musiałem
prosić dowództwo, iżby artylerja jego skierowała ogień na przystanek kolejowy
Lisówek, gdzie gromadziły się oddziały nieprzyjacielskie , nadto aby gościniec
Biecz- Jasło obsadzono ewentualnie kawalerją dywizyjną, gdyż z własnych
oddziałów nie mogłem nic a nic wydzielić na ubezpieczenie i zamknięcie gościńca.
Kompanja techniczna pułku pracowała dzień cały nad naprawą
mostu według rozkazu dywizji i dopiero o 16h popołudniu połączyła się z
pułkiem, tworząc jego rezerwę.
Oddział wywiadowczy 100 pp., wysłany o świcie na wywiad do
Biecza, po lekkiej utarczce , stoczonej z patrolami kozaków, przeszukał
miasteczko i wziął przeszło 300 żołnierzy rosyjskich wraz z oficerem do
niewoli. Potem walczył on wspólnie z 57 pp. pod Grudną Kępską, a o 17h zgłosił
się u mnie do dyspozycji i musiał na koniec obsadzić na noc gościniec Biecz-
Jasło, ku czemu jazda dywizji czuła się za słabą.
Podczas dnia spożyto znów konserwę na zimno.
O 22h 40m nakazało dowództwo 12-ej dywizji, aby 20 pp.
zluzował mój pułk, który miał przenocować w Bieczu, jako rezerwa dywizji. Nie
wyznaczono jednak ani miejsca na biwak,
ani kwater. Odprawy dywizyjnej już drugi dzień nie wydano, nadto nie można było
odnaleźć dowództwa brygady, które zmieniało kilka razy w ciągu dnia bojowe
miejsce postoju.
Rozkazałem podciągnąć
kuchnie polowe i wozy amunicyjne do klasztoru., położonego w wschodniej stronie
miasta Biecza. Tu między 1h i 3h rankiem
d. 5 maja uraczono kompanje powracające z pola walki ciepłą strawą ( od dwóch
dni po raz pierwszy) i uzupełniono amunicję. Ponieważ Biecz zawalony był
taborami, kawalerją i różnemi jednostkami administracyjnemi, a wszystkie
kwatery zajmowały oddziały, nie biorcę udziału w walce, dlatego i tej nocy
zabrakło dla wycieńczonego a zwycięskiego piechura dachu nad głową. Musiał więc
on spędzić noc całą pod gołym niebem,
pod murem około kościoła i klasztoru.
Straty podczas bitwy: 18 zabitych, 126 rannych.
Środa d.5 maja.
Pogoda, upał za dnia noc chłodna.
[…] Do dalszego natarcia w d. 5 maja wyruszyła główna
kolumna dywizji 12-tej pod dowództwem gen. Puchalskiego (3, 20, 57 pp. i
artylerja) na gościńcu Biecz- Jasło.
Kolumna lewa 56 pp. miała poruszać się na równej wysokości
przez Lisów- Sławęcin, 100 pp. zaś, który od sześciu dni nie miał ani godziny
wypoczynku, przeznaczono jako rezerwę korpusu w Bieczu. Wydałem więc zarządzenie
celem, wyszukania kwater alarmowych, czyszczenia broni, reparacji munduru i
rynsztunku, nadrobienia od kilku dni zaniedbanych prac kancelaryjnych, no i
wreszcie uroczystego pochowania naszych zabitych kolegów. Zaledwie wróciliśmy z
cmentarza a już o 10h 45m przedpołudniem dostałem rozkaz telefoniczny
polecający dołączenie do kolumny gen. Puchalskiego z pozostawieniem jednej kompanji
celem ochrony parku lotniczego w Bieczu.
Jakoż o 11h wymaszerował pułk z Biecza, lecz zanim doścignął
kolumnę gen. Puchalskiego otrzymał o 12h 30m w folwarku (M. H.) Lisówek nowy
rozkaz przesunięcia się do wsi Lisów, do dyspozycji gen. v. Metz- bitwa była
bowiem już rozpoczęta.
W Lisowie o 13h 30m informowano mnie o przewidzianym ataku
nocnym; pułk może wprawdzie wypocząć za wzgórzem 325, lecz być też i za dnia
gotowym do akcji. Sposobności tej użyłem
do przeformowania pułku, ponieważ w poprzednich bitwach stracił on 42 oficerów i 1.350 ludzi.
Rozwiązałem więc bataljon I, aby nim zasilić inne kompanję. PO przetworzeniu
tem składał się pułk z bataljonu trzeciego ( 4 kompanje), bataljonu IV ( 2
kompanję), 4 oddziałów karabinów maszynowych, kompanji technicznej i oddziału
wywiadowczego. Do wieczora wydano żywność z kotła: kto mógł a miał- zmieniał
bieliznę, mył się w potoku, czyścił rynsztunek i wreszcie ułożył się do snu,
wiedząc, iż czeka go noc ruchliwa. […] Wyruszono z Lisowa o 20h wieczór. Na
wschód od Skołyszyna ugrupowano pułki do do ataku, który rozpoczął się o 23h w
nocy. Bez względu na ogień nieprzyjacielski i straty posuwano się całkiem cicho
przez 20m aż do okopów przeciwnika, które zdobyto bagnetem, biorąc tylko
nielicznego jeńca. Nieprzyjaciel ratował się ucieczką, spaliwszy po drodze domy
i zagrody.
100 pp. poniósł małe straty ( 3 zabitych, 7 rannych). Po
zdobyciu pozycji Rosjan ściga ich gwardia w kierunku na Dąbrówkę, 56 pp. na
Opacie, 100 pp. na grzbiecie wzgórza w kierunku na znak trygonometryczny 317,
który o 2h 30m osiągnięto. Teraz wysunięto straże ubezpieczające i wywiad,
rozkładając biwak na wzgórzu, chociaż na krótki nocleg. Patrole wywiadowcze aż
do Wisłoki nie natrafiły nigdzie na nieprzyjaciela.
Czwartek d. 6 maja.
Ciepło, pogoda, noc zimna. […]
Po wypoczynku dwugodzinnym wyruszył 100 pp. o 6h rano z
biwaku na wzgórzu 317 w kierunku na Jareniówkę. Lekki tabor i kuchnie polowe
pułku zadyrygowano przez Trzcinicę na szosę Biecz- Jasło. Do 8h rano rozwinął
się bataljon III na wzgórzach na wschód od wsi Jareniówki, pół zaś batljonu IV
w odwodzie. Oddział wywiadowczy przeprawił się przy pomocy oddziału pionierów o
9h 20m na drugi brzeg Wisłoki, celem
dokładnego wywiadu pozycyj nieprzyjacielskich, które obsadzone były dość
silnie, począwszy od zamku w Ułaszowicach przez wzgórze 307, Kowalowy,
Wyrąbiska 342 i na stokach ku wsi Podzamcze.
Ponieważ zamierzano forsować Wisłokę natarciem, przeto
batljon III o 9h 30m obsadził wieś Kaczorowy, a równocześnie podjęła artylerja
nieprzyjacielska silny ogień, skutkiem czego rozbito i spalono kilka domostw we
wsi Kaczorowy i Jareniówce.
O 11h 30m począł nieprzyjaciel prażyć ogniem działowym 56
pp., maszerujący na południowym wzgórzu Jareniówki.
O 12h przesunięto kompanję ze wzgórza 272 na północny skraj
wsi Bryły w celu ubezpieczenia lewej flanki bataljonu III. W tym czasie
nadesłał dowódca oddziału pionierów raport ze zbadania Wisłoki, stwierdzający
możliwość przejścia przez Wisłokę w bród tylko powyżej ujścia Jasiółki
(1-1.20m. głębokości). Wobec tego
przedstawiłem dowództwu swój pogląd. A więc bez współudziału artyleryji
własnej, która znajdowała się przy południowej kolumnie na szosie Biecz –
Jasło, nadto bez łodzi i innych pomocniczych środków do przeprawy poniżej
ujścia rzeki Jasiółki, przejść Wisłoki w bród nie podobna. Dalej półtora
bataljonu 100 pp. jest w ogóle siłą niewystarczającą ku zdobyciu wzgórz
nieprzyjacielskich tem bardziej, że cała dolina Wisłoki, aż po szosę Jasło –
Kołaczyce, utrudniając ukryte podejście do pozycyj przeciwnika, wprost naraża
pułk na zagładę. Wreszcie atak ten leżał by w strefie korpusu gwardyji.
Wszystko to ściśle rozważywszy, brygadjer gen. v. Metz rozkazał zaniechać
dalszych przygotowań do frontalnego forsowania Wisłoki, natomiast zaś
przesunąć, zanim zapadnie zmierzch, niespotrzeżenie bataljon III 100 pp. ku ujściu Jasiółki, a to
celem przeprawy brodem.
Przeto o 20h 45m rozpoczęto przeprawę tę, pozostawiając 1/ 2
bataljonu IV na wzgórzu 272 aż do ukazania się oddziałów gwardyji.
O 22h 30m zakwaterował się 100 pp., do nitki przemokły i
zziębnięty w Jaśle, gdyż mimo dzień gorący woda Wisłoki była dość zimna.
Kuchnie polowe i tabor nadeszły o 23h przed północą.
Jestem pod wrażeniem. Świetny artykuł.
OdpowiedzUsuń