Rozwój polskich organizacji
konspiracyjnych o charakterze niepodległościowym zaczyna się na terenach
dzisiejszej Polski południowo-wschodniej niemal w tej samej chwili kiedy ustają
ostatnie strzały kampanii wrześniowej. Początkowo samoistnie w szeregu
miejscowości tworzą się luźne grupy konspiratorów, które jednak stosunkowo
szybko wchodzą w skład pierwszej ogólnopolskiej organizacji Służba Zwycięstwu
Polski (SZP), przemianowanej jeszcze w listopadzie 1939 r. na Związek Walki
Zbrojnej (ZWZ) a od lutego 1942 r. znanej jako Armia Krajowa (AK). Na południowych terenach dzisiejszego
województwa podkarpackiego, już w październiku 1939 r. powstaje Inspektorat Krosno na czele którego staje
por. rez. Stanisław Pieńkowski pseudonim „ Strzembosz”. Obejmował on swoim zasięgiem przedwojenne
powiaty: Krosno, Jasło, Sanok, Brzozów oraz część powiatu Lesko. Należy dodać
iż w nomenklaturze podziemia powiat nosił nazwę obwodu. Jednym z najlepiej
zorganizowanych i prężnie działających jak na warunki konspiracyjne obwodów w regionie był jasielski, na czele
którego stanął por. artylerii Józef Modrzejewski, który początkowo posługiwał
się pseudonimem „ Sęp”. Obwód gorlicki
natomiast wszedł w skład Inspektoratu Nowy Sącz wraz z przedwojennymi
powiatami: nowosądeckim, limanowskim oraz nowotarskim, a na jego czele stanął
oficer kawalerii rtm. Marian Waldeck posługujący się pseudonimem
„Kątski”. Po zorganizowaniu obwodów
przystąpiono do tworzenia struktur organizacji w każdym miasteczku i wiosce.
Ludzie wciągnięci do konspiracji składali przysięgę kładąc palec na krzyżu,
który każdy dowódca musiał nosić ze sobą. Przysięga zmieniała się z rozwojem
organizacji, ale ostateczne jej brzmienie było następujące: W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej
Panny, Królowej Korony Polskiej, kładę swe ręce na ten Święty Krzyż, znak Męki
i Zbawienia i przysięgam być wierny Ojczyźnie mej Rzeczpospolitej Polskiej,
stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze
wszystkich sił- aż do ofiary mego życia. Prezydentowi Rzeczpospolitej Polskiej
i rozkazom Naczelnego Wodza oraz wyznaczonemu przezeń Dowódcy Armii Krajowej
będę bezwzględnie posłuszny, a tajemnicy niezłomnie dochowam, cokolwiek by mnie
spotkać miało. Odbierający przysięgę wypowiadał
następujące słowa: Przyjmuje
Cię w szeregi Armii Polskiej, walczącej z wrogiem w konspiracji o wyzwolenie
Ojczyzny. Twym obowiązkiem będzie walczyć z bronią w ręku. Zwycięstwo będzie
twoją nagrodą. Zdrada jest karana śmiercią.
Jedna z najbardziej spektakularnych
akcji polskiego podziemia miała miejsce
w Jaśle w nocy z 5 na 6 sierpnia 1943 r. Wiosną tegoż roku okupant wykrył kilka
różnych i niezależnych siatek konspiracyjnych na Podkarpaciu. W czerwcu zdołali
Niemcy rozbić całkowicie krośnieński i gorlicki Ośrodek Kedywu, paraliżując w
znacznym stopniu działalność całego rzeszowskiego rejonu tej formacji. Szeroko
zakrojone aresztowania objęły jednocześnie wywiad AK i lokalną siatkę tajnego
nauczania. Gestapowcy barbarzyńskimi metodami wymuszali od aresztowanych zeznania,
umożliwiających ujęcie dalszych członków ruchu oporu. Wsypę należało
natychmiast przerwać. Uczynić to można było tylko poprzez skuteczne uderzenie
na więzienie i odbicie aresztowanych. Pomysłodawcą całej akcji był pracujący
dla polskiego podziemia strażnik więzienny „ Trójka”, a przygotował ją i
przeprowadził ppor. Zenon Sobota ps. "Korczak”.
W skład jego grupy weszli także: ppor. Zbigniew Cerkowniak ps.
„Boruta”, Zbigniew Zawiła ps. „Żbik”,
Stanisław Kostka ps. „ Dąbrowa”, Stanisław Magura ps. „Paw” oraz strażnik
więzienny Józef Okwieka ps. „Trójka”, który dostarczył cennych informacji na
temat atakowanego obiektu. Uzbrojenie grupy „Korczaka” stanowiło: 1 pistolet
maszynowy, 5 pistoletów automatycznych i dwa granaty ręczne. Podstawą wyjściową grupy uderzeniowej była
willa inż. Madejskiego ps. „Łukasz”., gdzie 5 sierpnia 1943 r. po godzinie
policyjnej i pod osłoną ciemności
zebrali się konspiratorzy. Tuż po godzinie 23 „Trójka”, zgadnie z planem,
zasygnalizował błyskiem światła, iż za moment odprowadzający go dyżurny
strażnik otworzy bramę. Na ten znak wszyscy biorący udział w akcji przeskoczyli
przez parkan i stanęli „ przypłaszczeni” do muru w ustalonej wcześniej
kolejności. O mało co całe przedsięwzięcie zakończyło by się fiaskiem, gdy
strażnik przy drzwiach więziennych
otworzył je i zauważył grupę „ Korczaka”, natychmiast usiłował je zatrzasnąć,
ale odwaga i szybka orientacja „Boruty”, który momentalnie wsunął but między
drzwi i uniemożliwił strażnikowi zamknięcie ich uratowała sytuację. W tej chwili
sterroryzowany strażnik bez próby oporu podniósł ręce do góry. Rozbrojono go.
„Trójka” ze zdobycznym rewolwerem w ręce poprowadził do gmachu. Teraz
decydowały sekundy. „Korczak” z „Borutą” opanowali wartownię, „Dąbrowa” zaś
wbiegł na drugie piętro i rozbroił strażnika na oddziale politycznym.. w kilka
minut więzienie zostało opanowane. Okryci błyszczącymi przeciwdeszczowymi
płaszczami, w długich butach i charakterystycznych tyrolskich kapeluszach,
AK-owcy wykrzykiwali polecenia po niemiecku, gdyż przed więźniami mieli udawać
gestapowców pozorując formowanie transportu. Wypędzeni z cel ludzie, stając na
korytarzu twarzą do ściany, tworzyli długi milczący szereg. Nagle ktoś zerknął
za siebie i rozpoznał „Korczaka”. Okrzykiem zaszokował innych. Porządek prysnął.
Zdawało się iż nie uda opanować się nagłego wybuchu radości, który w każdej
chwili mógł spowodować fiasko całej akcji, ostatecznie jednak przywrócono ład.
Z rozbitych magazynów rozdzielono chleb i zapasowe części garderoby. „Żbik”
wypłacił więźniom zapomogi. Sformowano kolumnę marszową wybierając silniejszych
do przedniej i tylnej straży. W pewnym momencie ktoś zameldował, iż w swoim
służbowym pokoju śpi zapomniany jeszcze jeden funkcjonariusz służby
więziennej., gestapowski konfident Jan Musiał. „Korczak” wysłał tam „Żbika”,
„Borutę”, „Dąbrowę” i kilku
uzbrojonych więźniów. Obudzony strażnik, podstępem skłoniony przez
„Trójkę” do otwarcia drzwi, skoro ujrzał zbrojnych, próbował zatrzasnąć je z
powrotem. „Boruta” zablokował szparę nogą i lufą Visa. Gromadka ludzi naparła.
Drzwi odskoczyły. Przerażony Musiał chwycił lufę wymierzonego pistoletu i
usiłował wykręcić broń ku twarzy „Boruty”. W ciasnej framudze doszło do walki
wręcz, podczas której padł strzał, zresztą jedyny podczas całej akcji. Pocisk ranił
strażnika w dłoń. Ranny zaprzestał oporu. Opatrzonego odprowadzili więźniowie
do ciemnicy w piwnicach. Tuż przed opuszczeniem gmachu zerwano połączenie
telefoniczne i otworzono cele więźniów pospolitych, informując ich, że po 15
minutach mogą rozejść się indywidualnie w dowolnym kierunku. Większość
skorzystała z tej okazji. 30 minut po północy „Korczak” wyprowadził poza bramę
zwarty oddział uwolnionych, który przeszedł ulicą kolejową, potem przez tory
obok stacji drogą wzdłuż klasztornego muru i dalej na południe ku lasom.
Rozbicie jasielskiego więzienia
miało dla Niemców posmak skandalu. Alarm nastąpił wkrótce po odejściu zespołu
dywersyjnego z 66 osobowym oddziałem uwolnionych i po indywidualnej ucieczce
około 120 innych więźniów. Chaotyczne początkowo poszukiwania nie naprowadziły
nieprzyjaciela na właściwy ślad i nie dały rezultatów. Bez wyniku pozostały także obławy, rewizje i
kontrole kontynuowane na znacznym obszarze przez długi jeszcze czas. Niemcom
nie udało się wówczas schwytać sprawców
napadu i uwolnionych więźniów- jedynym ich sukcesem był powrót do więzienia
kilku ludzi, spowodowany obawą o los rodzin zagrożonych represjami. Niestety długotrwałe śledztwo przyniosło
niestety gestapowcom częściowe wyniki. Niemal w pięć miesięcy po akcji „W”,
nocą z 3 na 4 stycznia 1944 r., aresztowano Ludwika i Flossi Madajewskich „
Łukaszów” z synami Ludwikiem i Zdzisławem, a następnego dnia Stanisława Magurę
ps. „Paw” razem z bratem Janem ps. „Koliber” oraz kilku jeszcze żołnierzy
Kedywu. Za udział w walce o życie i wolność innych zapłacili oni wszyscy
najwyższą cenę. Zginęli zamordowani przez Niemców.
Po polskim ataku na jasielskie
więzienie hitlerowcy nie odpowiedzieli zwykłym w takich przypadkach odwetem
wobec miejscowej ludności, stosując przede wszystkim szereg rygorów wobec
siebie samych. Dotychczasowego szefa Sipo (Sicherheitspolizei,
policja bezpieczeństwa) Raschwitza przeniesiono do Nowego Sącza, a miejsce jego w Jaśle zajął osławiony oprawca sądecki
Heinrich Hamann, zapowiadając, że zrobi tutaj porządek z grasującymi bezkarnie
„ polskimi bandytami”. Na stanowisko usuniętego natychmiast naczelnika
więzienia dra Diducha przybył cieszący się najgorszą opinią funkcjonariusz
straży więziennej z Tarnowa. Natomiast jasielski starosta dr Gentz musiał tłumaczyć
się przed gubernatorem Frankiem.
Równie spektakularną
akcją był wypad na „Gamrat” przeprowadzony w nocy z 4 na 5 grudnia 1943 r. Celem
tego przedsięwzięcia było zdobycie broni. Gamrat to pagórkowaty zalesiony
teren w pobliżu wsi Krajowice, kilka
kilometrów na zachód od Jasła. Na tym terenie rząd polski rozpoczął budowę
podziemnej prochowni. Była ona na ukończeniu, gdy wybuchła wojna
polsko-niemiecka. Obok prochowni wybudowano bloki mieszkalne dla pracowników.
Przygotowując atak na Rosję, Niemcy zamienili ten obiekt w punkt zaopatrzenia w
broń i amunicję. W czerwcu 1941 r. stał on się punktem gromadzenia, selekcji i
naprawy broni zdobytej na Armii Czerwonej. W tę broń zaopatrywano następnie
oddziały formowane z jeńców rosyjskich, którzy zgłosili gotowość do walki z
komunizmem po stronie Hitlera. W blokach zakwaterowano około 200 żołnierzy
niemieckich. Byli to rusznikarze oraz wartownicy. W barakach znajdowało się 600
tzw. Kalmuków, jeńców zorganizowanych do walki z Rosją po stronie niemieckiej.
Teren był otoczony drutem kolczastym. Przy trzech bramach wjazdowych znajdowały
się wartownie. Przy głównej bramie warta składała się z kilkunastu ludzi. Przy
dwóch pozostałych z czterech. Przy konserwacji broni i amunicji pracowało tam
kilkuset Polaków. Wśród tych ludzi AK miało zorganizowany oddział, którego
dowódcą był sierż. Szymański. To on właśnie dał grupie dokładne rozpoznanie i
ułatwił wykonanie akcji. Władze niemieckie zatrzymywały czasem na noc polskich
pracowników dla nadzorowania centralnego ogrzewania budynków koszarowych.
Jednym z nich był sierż. Szymański. W budynku do którego miał dostęp,
zakwaterowani byli żołnierze na pierwszym piętrze natomiast w piwnicy znajdował
się magazyn broni i amunicji. Plan polegał na tym, by w nocy, gdy przypadnie
dyżur na sierż. Szymańskiego, wydobyć broń w miarę możliwości unikając walki z
przeważającą siłą niemiecką. Sierż. Szymański miał uprzednio odkręcić śruby
zawiasów drzwi wejściowych do piwnicy oraz przeciąć druty kolczaste płotu
następnie dać sygnał świetlny oddziałowi, że moment na ich wejście jest
odpowiedni. Oddział w sile 24 ludzi zebrał się w lesie w pobliżu Warzyc, skąd
przez lasy ruszył w kierunku Kowalów a następnie na „Gamrat”. Gdy oddział
znalazł się już nad Wisłoką, 150
metrów od celu ataku, pojawił się umówiony sygnał
świetlny. W tej chwili 12 członków AK przeprawia się a reszta oddziału
pozostaje po drugiej stronie rzeki dla zabezpieczenia odwrotu i przenoszenia
broni. Budynek, w którym znajduje się broń, jest odległy około 100 metrów od brzegu
rzeki, na małym wyrębie leśnym. Oddział skrada się lasem, by wkrótce stanąć na
brzegu kilkanaście metrów od obiektu. Zatrzymuje się, by zorientować się w
położeniu i ugrupować do wykonania zadania. Grupa złożona z pięciu ludzi ma w
odpowiednim momencie przeskoczyć do budynku. Ich zadaniem jest wkraść się do
piwnicy i przez okno wyłożyć broń i amunicję. Dowódca uzbrojony w pistolet
maszynowy Bergmana ubezpiecza na wprost wejście do obiektu. Kilka kroków zanim
znajduje się pozostałych sześciu ludzi, których zadaniem jest przenosić broń
spod okna do lasu a następnie do rzeki, gdzie zdobycz ma być odebrana przez
pozostawioną na drugim brzegu dwunastkę. Nocą budynek był oświetlony a wewnątrz
na pierwszym piętrze poruszali się żołnierze niemieccy i głośno rozmawiali. Od czasu
do czasu pojedynczy żołnierze wychodzili na zewnątrz i szli do sąsiedniego
budynku. Oddział czeka na odpowiedni moment, by śmiałkowie weszli
niepostrzeżenie. Wejść musieli tymi samymi drzwiami, którymi od czasu do czasu
wychodzili żołnierze niemieccy. Wreszcie po pewnym czasie piątka szczęśliwie
wskakuje do wnętrza budynku i już po chwili pierwsze karabiny i PM wysuwają się
z okna piwnicy. Bezzwłocznie skokami grupa ukryta w krzakach podbiega po odbiór
„pakunku”. Po kolejnych paru minutach wychodzi piątka z piwnicy. Teraz
jedenastu ludzi przenosi zdobycz nad rzekę, skąd odbiera ją pozostała
dwunastką. Wszystko udało się doskonale i Niemcy nie zostali zaalarmowani.
Akcja zakończyła się sukcesem, AK zdobyło w ten sposób 1 ckm, 20 kb, 9 PM Mass,
8 pistoletów Vis, 50 granatów ręcznych i kilka skrzyń amunicji. Nad brzegiem
rzeki oddział rozdziela ładunek tak, że każdy z żołnierzy ma na sobie
kilkadziesiąt kilogramów ciężaru. Z takim ładunkiem, brnąc po kolana w śniegu
AK-owcy udają się po ośnieżonych wzgórzach w drogę powrotną do Warzyc.
Podziemna
działalność wymagała nie małych nakładów finansowych. Pieniądze zdobywano
nieraz w różny sposób, niekiedy także napadając na różne niemieckie firmy.
Przykładem takiego działania jest akcja wykonana na początku marca 1943 r. na
kasę firmy Karpaten Oil. Uderzenia dokonała grupa „Korczaka” w sile 8 ludzi a
łupem ich padło w sumie 289 203 zł.
W ramach akcji
dywersyjnej prowadzona była także akcja „Wrzód” mająca za zadanie tępienie
bandytyzmu na terenie powiatu. Innego rodzaju akcją było niszczenie
„bimbrowni”, czyli domowych urządzeń do pędzenia alkoholu. Nadużywanie alkoholu
było uznawane przez władze AK za przestępstwo. Obwód stosował też środki
odstraszania, które miały przypominać, że okupacja trwa. Patrol minerski
spreparował bombę czasową wybuchowo-łzawiącą, która dawała dużo huku i
„zapachu”, ale nie powodowała śmierci czy ciężkich obrażeń. Bomba taka
podłożona przez patrol w kinie jasielskim spowodowała nieopisaną panikę i
poturbowała ludzi przy drzwiach wyjściowych. W wyniku wybuchu kobieta odniosła
ranę nogi, a mężczyzna stracił oko. Akcja ta na dłuższy czas odstraszyła wielu
amatorów kina pod kierownictwem hitlerowskim.
W październiku
1943 r. AK przeprowadziło także niezmiernie ciekawe przedsięwzięcie, które
zorganizowane zostało w ramach akcji typu „N” czyli w formie działań dywersyjno-propagandowych
prowadzonych wśród Niemców. W tym to czasie zdobyto w starostwie adresy
wszystkich Niemców i volksdeutschów mieszkających w Jaśle i jednocześnie
wysłano przygotowane przez komórkę prasową w Warzycach listy z zawiadomieniem,
że nadchodzi „october” (październik), zbliża się zima i klęska hitlerowskich
Niemiec, że czas pakować rzeczy i wyjeżdżać bo powtórzy się Stalingrad.
Nawiązując do tej akcji grupa dywersyjna w Jaśle rozplakatowała kilkanaście
afiszy w różnych punktach miasta z tekstem: „ Uważaj October! Czy już
zdecydowałeś się na wyjazd z Polski?”. Akcje te poruszyły bardzo ludność
niemiecką mieszkającą w Jaśle, jednocześnie okupanci wszczęli drobiazgowe
śledztwo w tej sprawie, ale pomimo skrupulatnych poszukiwań nie natrafiono na
żadne ślady.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz