Po pokonaniu Polski,
hitlerowcy bardzo szybko przystąpili do budowy na terenie całego kraju sieci
obozów. W ich zamyśle niektóre obiekty
miały służyć do eksterminacji miejscowej ludności poprzez ciężką pracę i
nieludzkie warunki życia, a określano je mianem obozów koncentracyjnych, inne
natomiast nie miały na celu przynajmniej oficjalnie wyniszczenia siły żywej na
zajętych terytoriach, a jedynie służyły
zgromadzeniu darmowej siły roboczej i te obiekty nazywano obozami pracy. Pomimo tych zasadniczych różnic podkreślić
należy, że życie w każdym obozie było bardzo ciężkie. Więźniowie zmuszani byli
do nadludzkiej pracy od świtu do nocy, przy czym dostarczane im racje
żywnościowe były bardzo skromne, co powodowało szybkie wyniszczenie organizmów.
Do tego dochodziły niezmiernie surowe warunki
panujące w samych obozach gdzie na małej przestrzeni gromadzono dużą
ilość „skazanych”, bez możliwości mycia, ludzie pracowali i spali w tych samych
ubraniach, których miesiącami nie zmieniali. Brak podstawowej higieny powodował
szybkie rozprzestrzenianie się epidemii różnych chorób wśród których
najgroźniejsze były tyfus i czerwonka. Wszystkie te czynniki wpływały na dużą
śmiertelność, a do tego dochodziło jeszcze nieludzkie traktowanie ze strony
strażników i administracji obozowej.
Na terenach
Podkarpacia jednym z największych obozów był obiekt umiejscowiony w Szebniach
przy drodze prowadzącej z Jasła do Krosna. Po zakończeniu kampanii wrześniowej
wybudowano tam baraki i zakwaterowano niemiecką jednostkę weterynaryjną, która
miała zajmować się opieką nad końmi rannymi podczas działań wojennych. W 1941 r.
po dokonaniu hitlerowskiej agresji na ZSRR przekształcono to miejsce w obóz dla
jeńców radzieckich, który istniał w tej formule do wiosny 1943 r. W szczytowym
okresie jego funkcjonowania przebywało tu nawet ok. 6 tys. więźniów
radzieckich. Po dokonaniu eksterminacji czerwonoarmistów, w marcu 1943 r. przekształcono
obiekt w obóz pracy przymusowej dla miejscowej ludności. Wśród więźniów
znajdowali się tam zarówno Polacy jak i Ukraińcy, Łemkowie i Żydzi. Liczba
więźniów jest trudna do oszacowania i nie była stała, a w czasie jego
funkcjonowania odbyło się kilkanaście transportów więźniów z różnych
miejscowości, następował także odpływ więźniów, gdyż część tam osadzonych
wywożono do innych obozów, m.in. 4 listopada 1943 r. do Oświęcimia wywieziono
ok. 2800 Żydów. Jednak na początku roku 1944 powrócono do koncepcji obozu
jenieckiego, liczbę jeńców szacuje się wówczas na ok. 7-8 tysięcy. Wraz ze
zbliżaniem się frontu w lipcu 1944 r. większość jeńców popędzono pieszo na
zachód, zostawiając na pastwę losu ok. 300 więźniów chorych i kalekich. W sierpniu
1944 r. okoliczna ludność tuż przed wysiedleniem zaopatrywała ich w żywność,
lecz gdy powróciła na te tereny już po ustaniu walk, po 9 września 1944 r. obóz
był pusty, częściowo rozebrany, a częściowo spalony. Co się stało z pozostawionymi
jeńcami, nie udało się dokładnie ustalić.
Obozowi w Szebniach
poświęciła jeden ze swoich wierszy Wisława Szymborska:
Obóz głodowy pod Jasłem
Napisz
to. Napisz. Zwykłym atramentem
na zwykłym papierze : nie dano im jeść,
wszyscy pomarli z głodu. Wszyscy. Ilu?
To duża łąka. Ile trawy
przypadło na jednego? Napisz.: nie wiem.
Historia zaokrągla szkielety do zera.
Tysiąc i jeden to wciąż jeszcze tysiąc.
Ten jeden, jakby go wcale nie było:
płód urojony, kołyska próżna,
elementarz otwarty dla nikogo,
powietrze, które śmieje się, krzyczy i rośnie,
schody dla pustki zbiegającej do ogrodu,
miejsce niczyje w szeregu.
Jesteśmy na tej łące, gdzie stało się ciałem.
A ona milczy jak kupiony świadek.
W słońcu. Zielona. Tam opodal las
do żucia drewna, do picia spod kory ?
porcja widoku całodzienna,
póki się nie oślepnie. W górze ptak,
który po ustach przesuwa się cieniem
pożywnych skrzydeł. Otwierały się szczęki,
uderzał ząb o ząb.
Nocą na niebie błyskał sierpień
i żął na śnione chleby.
Nadlatywały ręce w poczerniałych ikon,
z pustymi kielichami w palcach.
Śpiewano z ziemią w ustach. Śliczną pieśń
o tym, że wojna trafia prosto w serce.
Napisz, jaka tu cisza.
Tak
na zwykłym papierze : nie dano im jeść,
wszyscy pomarli z głodu. Wszyscy. Ilu?
To duża łąka. Ile trawy
przypadło na jednego? Napisz.: nie wiem.
Historia zaokrągla szkielety do zera.
Tysiąc i jeden to wciąż jeszcze tysiąc.
Ten jeden, jakby go wcale nie było:
płód urojony, kołyska próżna,
elementarz otwarty dla nikogo,
powietrze, które śmieje się, krzyczy i rośnie,
schody dla pustki zbiegającej do ogrodu,
miejsce niczyje w szeregu.
Jesteśmy na tej łące, gdzie stało się ciałem.
A ona milczy jak kupiony świadek.
W słońcu. Zielona. Tam opodal las
do żucia drewna, do picia spod kory ?
porcja widoku całodzienna,
póki się nie oślepnie. W górze ptak,
który po ustach przesuwa się cieniem
pożywnych skrzydeł. Otwierały się szczęki,
uderzał ząb o ząb.
Nocą na niebie błyskał sierpień
i żął na śnione chleby.
Nadlatywały ręce w poczerniałych ikon,
z pustymi kielichami w palcach.
Śpiewano z ziemią w ustach. Śliczną pieśń
o tym, że wojna trafia prosto w serce.
Napisz, jaka tu cisza.
Tak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz