OSTATNIE SZTUKI! Gorlickie w Wielkiej Wojnie 1914-1915. Wspomnienia, relacje, legendy.

poniedziałek, 1 lutego 2016

Maciej Bajorek, Pierwsza wojna światowa oczami żołnierza polskiego w armii austro-węgierskiej. Część VI.

Na podstawie wojennej korespondencji Jana Bajorka z Rzepiennika Suchego.

Jan Bajorek (po lewej) na froncie włoskim - rok 1917.
Zbiory prywatne Macieja Bajorka.

























                 Dopiero po dwóch miesiącach, we wrześniu 1917 r.,  Jan zyskał sposobność na wysłanie listu do brata, Wojciecha. Jest to bardzo krótki list, z którego dowiadujemy się, że przez te 2 miesiące możliwość nadania i przyjmowania korespondencji była utrudniona. Jan pisał teraz z prośbą o nadesłanie mu wiadomości o aktualnej sytuacji w rodzinnej miejscowości. Sam nie posiadał żadnych, ważnych informacji, którymi mógłby się z rodziną podzielić.
                W połowie października Jan zaadresował list do mamy, Wiktorii. Był on troszkę bardziej treściwy, ale nie można go w pełni odczytać. Mamy w nim widoczną ingerencję organu cenzuralnego, który większą część listu zamazał. Najprawdopodobniej Jan podał  informacje nieodpowiednie do przekazania rodzinie. W zamazanej części listu widoczny jest początek, z którego domniemywam, iż Jan zamierzał podać informacje o dokładniejszej dyslokacji jego jednostki wojskowej i przybliżonych planów zaczepnych na następne dni. Bez wątpienia szeregowy żołnierz nie miał dostępu do ważnych informacji o charakterze strategicznym i nie mógł się nimi podzielić.  Jednak z powodów wojskowych żadna, nawet najmniejsza informacja o dyslokacji i planach danej jednostki nie mogła zostać podana w liście czy jakkolwiek „wypłynąć” na zewnątrz. Po zamazanej części listu, Jan wspominał o tym, że nie był pewien swojego dalszego, wojennego bytu. Między wierszami daje do zrozumienia, że sytuacja na froncie jest bardzo niebezpieczna. Najprawdopodobniej jego jednostka brała, bądź będzie brała  w najbliższym czasie, udział w dużych działaniach wojskowych. Jan obawiał się, że może ich nie przeżyć. Jako gorliwy Chrześcijanin wierzył w boską opatrzność, która nad nim czuwa. Żadnych pakunków nie należało mu teraz wysyłać, gdyż  z powodów czysto wojskowych (zamazana część listu) nie może ich otrzymać. Prosił również o wysłanie mu szybkiej odpowiedzi i poinformowanie go o sytuacji w domu. Mówił o tym, że teraz nastała sposobność do częstszej korespondencji, z której byłby bardzo zadowolony.
              Niedługo po Wszystkich Świętych Jan napisał do wcześniej wspomnianego już wujka, brata mamy, Jana Romana. Informował go, że aktualnie nie narzeka na problemy zdrowotne, które we wcześniejszych wojennych okresach dawały mu się we znaki. Wspominał po raz kolejny o przewrotności wojennego powodzenia, które do tej pory szczęśliwie mu dopisywało. Mówił o aktualnych warunkach pogodowych w miejscu stacjonowania. Na szczęście zimy i opadów śnieżnych jeszcze nie było, jedynie drobne przymrozki, które nie przeszkadzały żołnierzom w jakimś dużym stopniu. Sam ton i zawartość treściowa listu może znaczyć o tym, że był odpowiedzią na wcześniejszy list wujka do Jana. Jan doskonale orientował się w bieżącej sytuacji w domu i gospodarstwie wujostwa. Był świadomy również tego, że sytuacja aprowizacyjna w rodzinnej miejscowości nie była dobra, a sama pogoda też się dawała we znaki, bo zima zaczęła się szybciej niż zwykle. Szkoda, że możemy tylko interpretować listy Jana do poszczególnych członków rodziny, a tych do niego adresowanych nie można było zdobyć. 
                  W liście do mamy, Wiktorii z końcowych dni miesiąca listopada, niewiele się dowiadujemy. Jan dziękował za otrzymane kartki od różnych członków rodziny. Był z tego powodu bardzo uradowany i usatysfakcjonowany, gdyż przez dłuższy czas nie miał żadnych, większych informacji o sprawach w rodzinnym domu czy też w miejscowości. Sam pisał tylko o tym, że był zdrowy, nie miał prawa na nic narzekać, a powodzenie wojenne było niepewne.


List Jana Bajorka do matki Wiktorii.
5 listopada 1917 r.
Zbiory prywatne Macieja Bajorka.

                Najdłuższym i najbardziej treściwym listem z 1917 roku był ten wysłany z aktualnego miejsca stacjonowania jego kompanii, 5 listopada z Karyntii. Zaadresowany został do osoby najbliższej sercu strudzonego wojennym życiem Jana, do mamy, Wiktorii. Ów list był odpowiedzią na wcześniejszy nadesłany do Jana z rodzinnego domu. Nurtowały go kwestie zdrowotne najbliższych, gdyż zdarzenia wojenne były nieobliczalne i nie do przewidzenia nawet poza linią frontu. Był wręcz pełen utrapienia i strachu o rodzinę. Dłuższy czas nie otrzymywał od nich żadnych informacji, więc ta sytuacja wprowadziła go w spore zaniepokojenie. Wreszcie po paru miesiącach oczekiwania, otrzymał upragniony list i bezcenny pakunek, za który serdecznie dziękował. Opisał dokładnie zawartość tegoż pakunku. Zawierał on koszulę, gacie, kiełbasy, ciastko i czekolady. Na podstawie zawartości tej paczki można wywnioskować, że w tamtym okresie były spore problemy z podstawowym odzieniem dla żołnierzy. Bez wątpienia też miał wpływ na to fakt jesiennej pory roku, która wymagała solidniejszych, grubszych ubrań. Wraz z pakunkiem Jan otrzymał dodatkową kartkę od brata, Wojciecha. Z jej treści był szczególnie zadowolony, gdyż była najbogatsza w różnorakie informacje i szczegóły z rodzinnego domu.  Jan poinformował rodzinę, że jego kolega z kompanii i rodzinnej miejscowości, Knyblik, otrzymał czasową przepustkę z wojska i przebywa na urlopie. Dzięki temu zaistniała możliwość przekazania Janowi przez kolegę niezbędnych rzeczy. Prosił o przysłanie mu kilku kartek od poszczególnych członków bliższej i dalszej rodziny, w których szczegółowo dowie się o ich bieżącej sytuacji. Jan wspominał też o potrzebie dostarczenia mu pewnych ilości jedzenia, w tym szczególnie dwóch białych serów. Dodatkowo zwracał się z prośbą o zlecenie sąsiadowi, a zarazem jedynemu miejscowemu krawcowi, Klimkowi, „wyszycia” dla Jana morowych rękawic bez palców. Były one niezbędne przy bieżących pracach, które wedle rozkazu musiał wykonywać. Z powodu intensywności tychże prac ulegały one szybkiemu zniszczeniu, a bez nich trud wykonywanych czynności był zdecydowanie większy.  Jan byłby niezwykle uradowany i wdzięczny, gdyby ową prośbę udało się spełnić. Jedynie bielizny nie trzeba było mu dostarczyć, gdyż na jej brak nie mógł narzekać, a wręcz posiadał ją w ilości przewyższającej jego potrzeby.  Na tym kończyły się jego prośby o zawartość pakunku, który mu kolega dostarczy, gdy skończy swój urlop. Jan przypominał rodzinie, że istniała możliwość pobierania pewnych środków finansowych za jego udział w wojnie światowej i służbę w cesarsko-królewskiej armii. Był żywo zainteresowany tym, czy rodzina skorzystała z takiego przywileju.
                Z korespondencji z wujem, Janem Romanem, można wywnioskować, że szeregowy Jan Bajorek był z nim bardzo związany. Pytał matkę o aktualną sytuację w domu wujostwa i jego gospodarstwie. Był zainteresowany posiadanym przez Jana Romana koniem. Jan pytał o kolegę z wojennej niedoli, Karasia, również zamieszkującego Rzepiennik. Od dłuższego czasu nie miał z nim żadnego kontaktu. Wyrażał obawę o życie kolegi i prosił o jakiekolwiek informacje na jego temat. Jan wzniecił niewielki promyk nadziei na rychłe spotkanie z rodziną, gdyż usilnie starał się o przepustkę na czas Świąt Wielkanocnych. Owszem, była to bardzo odległa czasowo perspektywa, ale szansy na, nawet krótki, powrót do rodzinnego domu nie należało zaprzepaścić. Jan był uradowany z faktu, że udało mu się odnowić korespondencyjny kontakt z kolegą, wspomnianym już Jaśkiem Hołdą. Pisywali do siebie często i na bieżąco informowali o swoich wojennych losach. Jan jako dobry i przykładny gospodarz wyrażał zainteresowanie kwestiami ekonomicznymi w rodzinnym gospodarstwie rolnym. Pytał o spłatę nadanego podatku dla gospodarstwa, który musiał być uiszczony w danym terminie. Chciał też otrzymać informację o ilości zabranego zboża. Każda rodzina musiała oddawać pewien kontyngent zbożowy na poczet należności dla Austro-Węgier. Wraz z biegiem wojny ta ilość się zwiększała i w coraz poważniejszym stopniu skutkowała zubożeniem chłopskiej ludności. Dla Jana kwestie te nie były obojętne i prosił o rychłą odpowiedź na zadane pytania. 


List Jana Bajorka do matki Wiktorii.
30 grudnia 1917 r.
Zbiory prywatne Macieja Bajorka. 


               W przedostatni dzień roku 1917 Jan zaadresował list do mamy, Wiktorii. Był on bardzo krótki, jednakże można znaleźć w nim kilka dokładnych, ważnych informacji. Oczywiście Jan wspominał o swoim, jeszcze dobrym zdrowiu i wojennej doli. Ważnym do odnotowania był fakt, że Jan przekazał list i pewien pakunek koledze z sąsiedniej, oddalonej kilka kilometrów od rodzinnego Rzepiennika miejscowości, który właśnie otrzymał krótki czasowy urlop i w pierwszych dniach nowego roku miał wrócić do domu. Jan nalegał, aby jak najprędzej się z nim skontaktować i odebrać list oraz pakunek od wspomnianego Witka z Marciszowy. Tym krótkim listem zakończyła się korespondencja szeregowego Jana Bajorka w 1917 roku.


Fragmenty pracy licencjackiej napisanej pod kierunkiem dr. hab. Dariusza Nawrota, obronionej w Instytucie Historii Wydziału Nauk Społecznych na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach w roku 2013.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


Zostań Patronem Z Pogranicza